Właśnie dopijałam kawę rozglądając się wokół siebie w poszukiwaniu książek, które sprawiły, że rok 2017 był lepszy, ważniejszy, bardziej wyjątkowy. I wtedy coś mnie tknęło.
Cokolwiek zaraz zobaczycie, albo o czym przeczytacie, musicie wiedzieć, że... nie podobał mi się ten blogowy rok. I to nie dlatego, że nie trafiłam na dobre książki — przeciwnie. Mistrzowska Historia światła, albo Całe życie przekonują, że nawet wśród nowości można wpaść na piękną, wysokolotną literaturę, a kolejne (doskonałe!) picturebooki uspokajają, że moje zachwyty nie skończą się na Iwonie Chmielewskiej. A jednak mam powody, przez które nie patrzę na ten rok na Przestrzeniach tekstu z przyjemnością, ani nawet... z sentymentem.
Cokolwiek zaraz zobaczycie, albo o czym przeczytacie, musicie wiedzieć, że... nie podobał mi się ten blogowy rok. I to nie dlatego, że nie trafiłam na dobre książki — przeciwnie. Mistrzowska Historia światła, albo Całe życie przekonują, że nawet wśród nowości można wpaść na piękną, wysokolotną literaturę, a kolejne (doskonałe!) picturebooki uspokajają, że moje zachwyty nie skończą się na Iwonie Chmielewskiej. A jednak mam powody, przez które nie patrzę na ten rok na Przestrzeniach tekstu z przyjemnością, ani nawet... z sentymentem.
Wypalenie blogowe trwa u mnie już od roku 2016.
Zabrzmiało groźnie?☺ Czasem miewam przebłyski i próbuję coś zmienić (Jak zmieniły się Przestrzenie), czasem wracam do ulubionych, choć zaniedbanych sfer (Przestrzenie grozy — Pająki), a czasem (najczęściej) żyję sobie obok bloga i tylko zerkam jak rozrasta się literacka blogosfera, gdzieś poza mną. Nie wkładam już tyle serca w pisanie, a im bardziej usiłuję wrócić do dawnej aktywności, tym boleśniej przeżywam niepowodzenia. Czasem myślę, czemu w ogóle się tym przejmuję. Owszem, nadal chcę zajmować się książkami, samo czytanie mi nie wystarcza itd. itd. Ale czy dumanie nad problemami z blogowym flow nie jest w pewnym sensie infantylne, niepoważne, albo zwyczajnie zbędne? Wielokrotnie pisaliście mi, żebym blogowała we własnym rytmie (może nawet rytmie slow, jak sugerowała Ola z Parapetu literackiego) i chyba tak robiłam znikając na wiele tygodni, a potem tworząc wyblakłe, ostrożne recenzje. Zapomniałam, że mój sposób odbierania i interpretowania literatury to emocje, zachwyty, porywy, żywa krytyka (pamiętacie Dardę?) i zaangażowanie. Nie wiem, od kiedy zaczęłam ważyć słowa i na siłę wygładzać wygniecioną przestrzeń. Zamiast świeżości zgotowałam samej sobie jakiś dziwny stan czynnego zawieszenia. I znów pojawiło się pytanie:
hej, po co to wszystko?
Oczywiście już dawno sobie na nie odpowiedziałam. Istotna była forma, w jakiej miałam owe wszystko utrzymać. Ale to niewłaściwe słowo. Utrzymać. Ktoś, przekonując mnie kiedyś do powrotu do pewnej relacji, powiedział: "zostań, będziemy dalej ciągnąć ten wózek". Rety, nigdy nie gódźcie się na ciągnięcie żadnego wózka. Nie gódźcie się na "jakoś to będzie" (swoją drogą Jakoś to będzie. Szczęście po polsku to kiepska książka). Ma być pięknie, wspaniale, po Waszemu! Wydaje mi się, że od dwóch lat, mniej lub bardziej świadomie ciągnę ten blogowy wózek. Jak dobrze to znacie? Myślałam, że nie ma na to ratunku, a ja przy okazji każdego takiego podsumowania będę marudzić na mój blogowy Weltschmerz, a potem "dalej ciągnąć ten wózek". Ale już tak nie chcę. Koniec. Sama się tym okropnie nudzę i nawet nie będę sobie wyobrażać, jak nużące musi być dla Was takie gadanie.
Jak zatem wrócić do pierwotnej radości pisania o książkach?
W poszukiwaniu rozwiązań zaczęłam odbiegać od sedna sprawy. Najpierw pomyślałam o skasowaniu przestrzeniowego fanpage'a na Facebooku (wchodząc tam frustruję się małymi zasięgami postów i ogromem treści, która dociera do mnie zupełnie przypadkowo, jak i przeczuciem tej, która nie dociera wcale), stwierdziłam, że najlepiej mi było w czasach bez mediów społecznościowych, kiedy to całe blogowe życie działo się TU w komentarzach, a nie TAM w polubieniach. Gdy jednak uznałam, że wiele z Was wpada na Przestrzenie dzięki Facebookowi, zaczęłam węszyć dalej. Zmienię bloga! Tak, zamiast Przestrzeni tekstu stworzę coś nowego. Nie ma to jak zacząć od zera — to dopiero jest odzyskanie świeżości! Szybko jednak zrozumiałam, że remedium na moje blogowe wypalenie na pewno nie będzie inny blog. W zasadzie lubię Przestrzenie, cóż takiego dałaby mi zmiana szablonu i nazwy? I gdy nie miałam już żadnych oryginalnych pomysłów...
...wydarzyło się TO.
Kilka dni temu wróciłam na Święta do domu rodzinnego i zauważyłam niewiarygodną rzecz! Na jednej z półek w moim pokoju stała książka Życie to jednak strata jest. Rozmowy z Andrzejem Stasiukiem. Tak bardzo uwielbiam Stasiuka, a zapomniałam o istnieniu tej książki! Nie zabrałam jej kiedyś, odłożyłam na inny czas. Minęły dwa lata! Dwa. I to nie był tylko Stasiuk. Cudowny Amos Oz, Osiecka, nowe wydania Marka Hłaski. Na co czekają te wszystkie książki, które były (są! nadal SĄ!) tak dla mnie ważne? Marzyłam, by je przeczytać, tymczasem w tym roku czytałam coś zupełnie innego, bez większych motywacji i przekonania. I nagle mnie olśniło. Oto dlaczego nie czuję sentymentu do blogowego roku 2017. Dlaczego mozolnie podchodzę do recenzji i przestaję się w nie angażować. Przez cały rok tak bardzo starałam się na przemian uciekać od blogowania i wracać do blogowania, że po drodze coś zagubiłam. Najpierw czytałam jakąś książkę z myślą, że napiszę o niej na blogu (ta presja), potem ostentacyjnie czytałam dla samej siebie. Uznałam, że jeśli nie mogę być systematyczna w blogowaniu, to lepiej, żebym przestała blogować. Nabierałam nowych sił i opadałam z sił. Od skrajnego zaangażowania do skrajnej ignorancji. Pod kątem czytelniczym wymęczyłam ten rok, bo moje czytanie często ocierało się o ten blogowy dylemat.
Żeby jednak nie demonizować, są rzeczy, które wyszły mi znakomicie. Na przykład taka KLASYKA HORRORU 2, moje autorskie czytelnicze wyzwanie, którego sukces co prawda wcale nie zależał ode mnie. Na tym polu brawa należą się Uczestniczkom: Pyzie z Pierogów Pruskich, Beacie z Miros de carti, Linie z Villentretenmerth, Karolinie z tanayah czyta, a także Efce, czy Rozkminom Hadyny. Podsumowanie wyzwania wkrótce na blogu!
A skoro już jesteśmy przy pozytywach...
LICZBA KSIĄŻEK ZRECENZOWANYCH w 2017 roku:
(tyle samo, co rok temu!)
Książka roku 2017:
Udane thrillery/kryminały:
Doskonałe reportaże:
Świetna fantastyka:
Cudowne książki obrazkowe:
Wyśmienita proza:
Naturalnie nie wszystko kręci się wokół bloga. Ten rok zgotował mi wiele
radości i szczęścia w życiu prywatnym, a kolejny zwiastuje jeszcze
więcej. To dobry moment na zrewidowanie
pewnych spraw, a ciążąca mi na sercu kwestia blogowania zdecydowanie
jest jedną z nich. Ale ja już wiem, co mam robić. Wiem jak chcę, by
wyglądały Przestrzenie tekstu i wiem, w jaki sposób spędzić ten nowy
czytelniczy rok.
Powtórzę się: ma być pięknie, wspaniale, po mojemu!
Dlatego
w roku 2018 mam zamiar wrócić do książek dla mnie ważnych. Takich,
które nie tyle planowałam przeczytać, ile MARZYŁAM o ich przeczytaniu, a
z jakiegoś powodu to nie wychodziło. Nie chcę już bawić się w półśrodki.
Pewne wydarzenia z końca tego roku przekonały mnie, że należy sięgać po
to, co dla nas najlepsze, co wydaje nam się w jakiejś chwili ważne — ale
sięgać JUŻ TERAZ i nie zadowalać formą pośrednią.
I
tak właśnie zamierzam podejść zarówno do czytania, jak i do blogowania.
Znowu z uczuciem, z rozmysłem, po swojemu. Żeby uniknąć blogowej
presji, wyznaczam sobie optymalny czas na czytanie i pisanie o
książkach. Zawsze wydawało mi się, że nie ma sensu walczyć z brakiem
zdyscyplinowania w odniesieniu do jakiegokolwiek hobby (chyba że jest to sport), i mimo
że narzucałam sobie czasem jakieś recenzenckie ramy czasowe, to
nietrzymanie się ich nie stanowiło dla mnie problemu (bo czemu psuć
sobie zabawę). Teraz wiem, że takie zdyscyplinowanie (nawet minimalne)
warto ćwiczyć również na polu zainteresowań osobistych.
Dlatego na rok 2018 wyznaczam sobie dwie zasady:
- Wybieram książki wyjątkowe (w moim mniemaniu) oraz te, o których przeczytaniu marzę od dawna (co nie znaczy, że czasem nie wpadnie mi w ręce coś mniej ambitnego).
- Na przeczytanie i zrecenzowanie jednej książki daję sobie optymalny czas (tydzień; nową książkę wybieram co niedzielę). W myśl tej zasady na początku każdego tygodnia na blogu pojawiać się będzie nowa recenzja.
Tak, dobrze czytacie — jedna na tydzień. Do tej pory nie odważyłam się na takie rozwiązanie, bo zawsze byłam przekonana, że to... za mało. W ten sposób zdarzały się tygodnie z trzema lub czterema wpisami (niekoniecznie recenzjami), jak również całe długie tygodnie ziejące pustką. To wcale nie sprzyja blogowej ciągłości. W rezultacie, mimo przelotnego poczucia, że się uaktywniam, wcale nie zrecenzowałam większej ilości książek, a i tak wciąż miałam wrażenie, że za mało się staram. Zabawne, że zrecenzowane w tym roku 53 książki pasują do popularnego wyzwania 52 książki, czyli jedna książka na tydzień.
Myślę, że te zasady uspokoją mnie na polu czytelniczo-blogowym, wprowadzając w moje działania pewien ład i harmonię. Z tą jedną recenzją na tydzień Przestrzenie chyba rzeczywiście zostaną blogiem slow (Ola?). Dla mnie istotne jest, żebym odzyskała czytelniczą swobodę i zyskała pewność, że ta jedna recenzja na tydzień pozwoli mi uniknąć blogowego uśpienia. Oczywiście nie deklaruję, że zawsze uda mi się przeczytać jedną książkę w tydzień, bo na pewno będą tygodnie — na przykład urlopowo-wyjazdowe, kiedy fizycznie nie dam rady czytać, albo jakaś książka przerośnie mnie objętościowo. Z kolei nie zamierzam rezygnować z pięknych picturebooków, które nie wymagają ode mnie wiele czasu. Recenzje takich książek będą pojawiać się z dowolną częstotliwością.
Żeby jednak nie było tak kolorowo...
Żeby jednak nie było tak kolorowo...
Kilka bonusowych, niekoniecznie dobrych wiadomości.
Nie będę kontynuować żadnego podjętego przeze mnie cyklu (czy to Tygodnia na Przestrzeniach, podsumowań miesięcy, czy Filmowych Przestrzeni). Wiem, że narobiłam Wam smaku. Niestety takie wpisy wymagają ode mnie trochę więcej energii niż myślałam. Wolę skupić się na książkach, bo taki był zamysł utworzenia Przestrzeni. Kolejna sprawa — nie będę wznawiała wyzwania KLASYKA HORRORU. Przynajmniej nie w tym roku. Tegoroczne rezultaty przeszły moje najśmielsze oczekiwania i tym smakiem chcę się jeszcze nacieszyć (doczytać Wasze recenzje, uzupełnić własne braki z literatury gatunku). Nie zawieszam za to Przestrzeni grozy — będą powstawać w dogodnym czasie. Nadal zastanawiam się nad facebookowym życiem Przestrzeni (a raczej "życiątkiem"). Na pewno będę chciała ograniczyć moje pojawianie się na Facebooku. Być może poza udostępnianiem blogowych wpisów od czasu do czasu zdarzy mi się zamieścić jakieś zdjęcie. Chciałabym każdej niedzieli pokazywać Wam, co planuję czytać w nadchodzącym tygodniu. Pomyślę jeszcze nad formą takich informacji.
Na koniec mała statystyka:
I kilka podziękowań. Dziękuję Wam serdecznie, że nadal jesteście tutaj. Za Wasze komentarze, ciche wizyty, małe ślady, które zostawiacie w przestrzeni Przestrzeni. Sama nie byłam w tym roku zbyt częstym gościem na swoich ulubionych blogach, tym bardziej jestem szczęśliwa, że znaleźli się ci, którzy zaglądali tu niezależnie od moich rewizyt. W tym roku szczególnie dziękuję Pyzie Wędrowniczce, Oli z Do utraty tchu, Qbusiowi, niezmiennie Tommy'emu z Samotni, Marcie z Zaczytanej mamy, Beacie, Oli z Parapetu literackiego, jak i Gosi z Cząstka mnie — za Waszą obecność, aktywność i pamięć. A Lince i Ewelinie za ich duchową obecność, bo czuję, że zawsze będą bliskie mi i Przestrzeniom. Cieszę się również na reaktywację Śniącego za dnia ♥ (swoją drogą, zwycięzcy pierwszej edycji mojego wyzwania Klasyka Horroru).
Życzę wszystkim Blogerom, Czytelnikom i Gościom Przestrzeni tekstu
pięknie spędzonego roku 2018!
Aby był taki, jak sobie wymarzycie.
pięknie spędzonego roku 2018!
Aby był taki, jak sobie wymarzycie.
~ Luka Rhei