że odsłaniają okna i zapalają światła po zachodzie słońca.
Nie wiedzą, że ktoś prawdopodobnie ich obserwuje."
Ona też ich obserwowała.
Nieustannie. Taką miała pracę. Nawet teraz, przyczaiwszy się w krzakach
przeciętnego osiedla Miami, wyciągnęła z torebki niewielką lornetkę,
nieodłączny element jej roboczego wyposażenia. Lornetka, jak i czarne
maskujące ubranie, dzięki któremu nikt jej nie zobaczy. Było już
wystarczająco ciemno i mogła zacząć pracować. Ciemno na tyle, żeby nikt
jej nie dostrzegł („zawsze ktoś patrzy”), ale i nie pomógł, gdy obcy
mężczyzna, pachnący mentolową płukanką do ust, zajdzie ją od tyłu i
zaatakuje.
„Every breath you take and every move you make. Every bond you break, every step you take, I’ll be watching you”— śpiewam za The Police przywołując w głowie obraz z pierwszego epizodu Cat’s Eye,
filmowej adaptacji opowiadań Stephena Kinga. Z początku byłam
przekonana, że w najnowszej książce Joy Fielding to jej główna bohaterka
Bailey Carpenter stanie się ofiarą jakiegoś psychopatycznego
obserwatora–prześladowcy. Okazało się jednak, że młoda pani detektyw, pracująca dla prestiżowej kancelarii prawniczej, sama śledzi innych. Na zlecenie. Dopóki nie zostaje zgwałcona podczas jednej z akcji. Tego wieczoru nikt nie wygląda przez okno. Nikt nie widzi kobiety z lornetką ukrywającej się w krzakach, ani jej gwałciciela („Ale
ja nie zniknęłam. Ktoś mnie zobaczył. Ktoś na mnie patrzył. Zawsze ktoś
patrzy”). Policja ma niewielkie pole manewru, zaś Bailey — kiepsko
radząca sobie z traumą, oskarża każdego podejrzanego mężczyznę. Na
przykład faceta z apartamentowca naprzeciwko, którego obserwuje przez
lornetkę.
” — Wiem, że to niełatwe, ale proszę sobie przypomnieć te krzaki. Czy oficer Marx naprawdę jest tak naiwna, myślę teraz. Nie wie, że pozostanę w tych krzakach do końca życia”. Zawsze ktoś patrzy to przede wszystkim psychologiczne studium zgwałconej kobiety, która nie mogąc powrócić do normalnego życia („Byłam skomplikowana, niejednoznaczna. A potem zostałam zgwałcona”) ma wrażenie, że postradała zmysły. Zawsze ktoś patrzy
to również thriller, który trzyma w napięciu i przyciąga uwagę swoją
niedosłownością, przerzucając środek ciężkości z wątku na wątek, z osoby
na osobę. W książce Fielding nie do końca chodzi o umyślną obserwację, o
śledzenie ofiary lub zwykłe sąsiedzkie podglądactwo, lecz o pewną
ironię losu. Bo właśnie w tych właściwych, wyjątkowo istotnych
momentach — nikt nie patrzy. Nie ma żadnego postronnego obserwatora, nie
ma świadków. Nikt nie odpowiada na krzyk. Tymczasem ludzie nie gaszą
świateł przekonani, że w swoich domach-twierdzach są bezpieczni,
nietykalni. Że ci wszyscy, których spotykają codziennie w swoim
najbliższym otoczeniu, to osoby godne zaufania.
Po nieudanych (moim zdaniem) Morderstwach nad Shadow Creek Fielding wraca na stare, dobre tory. Emocjonująca narracja zapiera dech w piersiach.
Traumatyczne przeżycia, rozczarowania, strach. Ale i skomplikowane
rodzinne relacje, nieudany romans, zadry z przeszłości. Upalne Miami,
luksusowe apartamentowce, ciche osiedla i sklepowe wystawy. Lubię ten
amerykański klimat thrillerów Fielding. Doceniam to, że autorka nie
poprzestaje na zwykłej kryminalnej historii, a koncentruje na jej
warstwie psychologicznej.
Wg mojej skali 4,5/5
Zawsze ktoś patrzy
Joy Fielding
Wydawnictwo Świat Książki
Rok wyd. 336
s. 2016