Kwiecień od kilku lat jest dla mnie bardzo specyficznym miesiącem. Ale zanim o tym, powiem coś, za co większość z Was chyba mnie przeklnie. Nie lubię wiosny. To antypatia bardzo osobista, choć kompletnie niezwiązana z żadnymi alergiami, nie-alergiami, czy wydarzeniami z wiosną kojarzonymi. Choć i trochę podejrzana, bo właśnie w te wszystkie kwietnie przydarzały mi się same dobre, zaskakujące rzeczy. Pewnego kwietniowego czwartku zdecydowałam się na konkretny kierunek studiów, pewnego kwietniowego piątku poznałam kogoś, kto zajął spory kawałek mojego życia. W kwietniu podejmowałam się wielu nowych zadań, poczyniałam plany, które dobrze rokowały na przyszłość. Długo by wymieniać. A jednak wiosna mnie dręczy. W łodyżkach roślin zaczyna tętnić życie, budzą się zapachy, pulsuje ziemia, w żyłach przyspiesza krew — i nie byłoby w tym nic złego, gdyby ten zryw, ten zew wczesnowiosenny nie niósł złudnych nadziei. Gdyby doczekiwał się jakiegoś spełnienia. Dlatego wolę przygaszone pory roku; te, które niczego nie obiecują i nie mamią zwodniczymi barwami. Te, które wyostrzają wzrok chłodem i nie mieszają w głowie. Kwiecień miesza. Za dużo życia, którego nie ma gdzie lokować. Zawsze wtedy przypomina mi się wiersz Różewicza: "Po co otwarłem oczy / zalewa mnie świat kształtów i barw / fala za falą / kształt za kształtem (...) nieszczęśliwy słyszę jak trawa rośnie". Ale nie będę Was przecież zarażać swoimi wiosennymi niepokojami. Chociaż pewnie i ten kwiecień znowu mnie zaskoczy i poddam się jego iluzjom. Na przykład literackim.
Na kwiecień mam zaplanowane przepyszne lektury! Jakoś tak samo wyszło, same wcisnęły mi się do rąk i wpakowały do torby. Naprawdę. Nie zdradzam co to, bo już zauważyłam, że źle to wróży. Nie wywiązuję się z obietnic i czytam to, na co akurat mam ochotę. Tak też było w marcu. Ale jest jeszcze coś... Pod koniec marca (czyli niedawno) odczułam ogromną potrzebę odpoczynku od blogowego życia, graniczącą z myślami o zamknięciu bloga. Tak, przyznaję się. I nie mam pojęcia jak udało mi się wyjść z tego stanu (i to w tak krótkim czasie). Nie wiem skąd wzięły się te wątpliwości, blogowa apatia itd., ale na razie udało mi się je zahamować. Poza tym Przestrzenie pojawiły się u czterech osób w akcji Share Week 2015 jako blog polecany, co mnie bardzo podniosło na duchu! Ja też przeprowadziłam tę akcję u siebie. Zrobiłam także #ColdBloodTag. Ale niestety wyszedł mi tylko jeden odcinek Przestrzeni grozy. Z tym się poprawię. Popatrzcie jak wypadł mi marzec.
Ale zanim — podam małe ogłoszenie. Umościłam się niedawno na Instagramie. Bardzo niepewnie i trochę niechętnie, bo mój telefon robi słabej jakości zdjęcia (wiecie, że mam na tym punkcie drobną obsesję), ale uznałam, że tam będzie liczyć się treść, a nie jakość. I już niektórych z Was tam znalazłam! Czekam na pozostałych :)
MARZEC 2015
LICZBY
Liczba przeczytanych książek: 8
Przesłuchane audiobooki: 1
RANKING
Książka marca: Mroczne przypływy Tamizy, J. S. Bolton
Marcowe rozczarowanie: brak
SPIS RECENZJI MARCOWYCH
Thubron Colin, Za murem. Podróż po Chinach
Mróz Remigiusz, Kasacja
Rostocka Maria, Rostocki Michał, Niedźwiedź, kot i królik [komiks]
Springer Filip, Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni
Degórska Izabela, Bajka o szczęściu
Miłoszewski Zygmunt, Domofon
PRZESTRZENIE GROZY
Odcinek: nr. 6