Mówiłem do niej: – Ja się ciebie boję, będziesz taka jak matka.
Nie zgadzamy się w najprostszych rzeczach.
Ja śpię przy otwartym oknie, ty lubisz nastawić kaloryfer
na trzydzieści stopni. Ja nie lubię telewizji,
ty nie możesz bez niej żyć. Zaczął się poród.
Powiedziała: – Pojadę na rowerze, przypnę go pod szpitalem,
potem go odbierzesz. Pomyślałem, jakie to piękne.
Tak niewiele jej trzeba. I wątpliwości mnie opuściły."
To, co przeraża (bo oburza, bo zniesmacza, bo kłuje w te moralne miejsca w nas), choć już dawno stało się normą. Patologie, które przestają bulwersować. Alkoholizm, choroby wrodzone, wypadki, samobójstwa, trudne sprawy rodzinne. Na koniec książki wychodzi przed szereg homoseksualny ksiądz, który mówi, że kocha Boga, ale nie zrezygnuje z ludzkich przyjemności. I co z tego? Tyle tych historii, że nie chce się już o tym słuchać. Mi też się nie chciało, chociaż Tochman trafia w same sedna. Przykłada ucho do ścian tych wszystkich domów złych, z których wylewają się przeciętni ludzie ze swoimi prozaicznymi problemami. Tyle że nieco gorszymi, niż te nasze zwykłe, codzienne. Wypadek autokarowy pielgrzymki maturzystów, tępa wiara, która wykrzywia myślenie, ksiądz, który bierze na kolana małe dziewczynki. Wszystko podszyte tą prostą polską, katolicką mentalnością. Dobrze napisane, bo tak samo prosto, choć nie ma w tej prostocie żadnej lekkości. Jest gorycz, jest niesmak, jest zdenerwowanie. Jest głupota, która drażni.
"Zawsze chciałem mieć dużą rodzinę, Panie Boże, Bóg zapłać!". Nawet jeśli żona nie przeżyje kolejnej ciąży. "Zapisałam starszą córkę do szkoły baletowej, niech tańczy, pomyślałam, mąż zapytał, czy balet jest jej potrzebny do zbawienia, uznaliśmy, że nie." A gdy zginą twoi szkolni koledzy, a ty przeżyjesz: "nie rozpaczaj, nie czuj, żyj dalej". Obserwuj przez lornetkę swojego dorosłego syna, który zapowiedział, że popełni samobójstwo. Czekaj na córkę, która dawno zginęła w Himalajach. Odnajdź swojego bliźniaka jednojajowego, który okaże się być gejem, tak jak ten fajny ksiądz – "nowoczesny kapłan w czapce z daszkiem".
Tochman w Bóg zapłać karmi nas historiami publikowanymi w niejednym brukowcu w serii typu "z życia wzięte". Karmi inaczej, bo zadziornie, ironicznie, wielowymiarowo, ukazując przy tym (bardzo jednoznacznie) naszą polską mentalność. Mentalność religijną, mentalność wiejską, mentalność pełną uprzedzeń, awersji, dyskryminacji, wielkich słabości, ale i gotowości do poświęceń. Mnie jednak ten zbiór reportaży Tochmana niczym nie ujął. Na okładce piszą o psychologicznej przenikliwości, metafizyce pióra Tochmana. Pewnie jej jeszcze u niego poszukam.
Wg mojej skali 3/5
Bóg zapłać
Wojciech Tochman
Wydawnictwo Czarne
Rok wyd. 2010
s. 240
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
104 KSIĄŻKI (52)