Co ja tu będę... Pod kątem czytelniczym, styczeń wypadł mi raczej słabo i dobrze o tym wiem, choć cudem uzbierało się tych... sześć zrecenzowanych książek. Nie było czasu. Po moim okolicznym świecie nadal walają się pozaczynane książki, które miały być tymi styczniowymi, a ujawnią się być może dopiero w lutym (a nawet marcu). I tyle w sprawie noworocznego narzekania. Nastał luty, a luty to dla mnie miesiąc sto razy lepszy od stycznia. Jeszcze zimowy, jeszcze początkowy, krótki, zwięzły i pozbawiony tego ogromu oczekiwań, który pompuje się w ten biedny, Bogu ducha winny styczeń. W styczniu czytałam Koonza i Dardę (Dardę solidnie skrytykowałam, ale bynajmniej zrazić się nie próbuję), czytałam Przemka Kossakowskiego. Czytałam też Dukaja, Bator i inne cuda, których recenzji jeszcze brak. Ale przede wszystkim... w styczniu otworzyłam cykl Przestrzenie grozy, który nawet chyba trafił w Wasze gusta. Mi samej sprawił dużo radości, bo mogłam na chwilę odejść od tradycyjnego stylu opowiadania o samych książkach. W styczniu podsumowałam też Wasze dokonania w Klasyce Horroru (wyzwaniu z roku 2014).
A teraz sprawa zdjęcia. Luty to dla mnie miesiąc chłodny i wyostrzony, przy tym ani trochę pompatyczny (jak np. styczeń, czy grudzień), raczej bardzo naturalny, o stonowanych zimnych barwach. Zima przechodzi w nim pewne apogeum, bo ustawia się na skraju. Luty widzę w odcieniach biało-niebiesko-czarnych, stąd i taki koncept lutowego zdjęcia. Śnieg na parapecie, a w środku późnozimowy półmrok. To może być dobry luty. Czeka mnie doczytywanie styczniowych lektur i może trochę więcej wolnego czasu.
STYCZEŃ 2015
Liczba przeczytanych książek: 6
Liczba przeczytanych książek: 6
Książka stycznia:
Wyniki z Przestrzeni dla autora:
D. Koontz x1, S. Darda x1