"Nie możesz obejrzeć tego filmu, bo nie możesz zobaczyć, jak w nim umierasz". Czy Kovelant się przestraszył? "Chyba bym wiedział, gdybym zagrał w filmie". A jeśli nie? Czemu, do licha, nie może po prostu go obejrzeć? Film Sleepdirt okrzyknięto mini-arcydziełem horroru. Przerażający, makabryczny, prawdziwie krwawy. Kovelant bardzo chce zobaczyć ten film, udaje się nawet na pokaz przedpremierowy, ale kolejka jest tak długa, że postanawia zaczekać na premierę. Kolejne niefortunne zbiegi okoliczności wciąż odciągają go od filmu, a gdy wreszcie udaje mu się zdobyć kasetę video, okazuje się, że jest... zepsuta. "Wyglądasz znajomo", mówi dziewczyna stojąca za ladą. "Wow, ten film musi ci się naprawdę podobać". "Jeszcze go nie widziałem". Filmy są jak sny. Mówią, że we śnie nie można zobaczyć własnej śmierci. Dlaczego Kovelant nie może obejrzeć akurat tego filmu? Co tak naprawdę kryje się w tym horrorze? A raczej – co takiego mógłby zobaczyć na rozświetlonym ekranie?
Opowiadanie Jacka Ketchuma pt. Nieuchwytne [1] skojarzyło mi się z jednym odcinkiem Masters of horror (Mistrzowie horroru) [2], serialu grozy wyświetlanego w latach 2005–2007. Był to odcinek Cigarette burns w reżyserii Johna Carpentera. Stylizowany na klimat lat 90-tych, bardzo mocny i co istotne, związany z tematyką samego filmu grozy. Z opowiadaniem Ketchuma wiąże go jeden motyw – film, którego nie można obejrzeć, a który wzbudza niezwykłe emocje u tych, co go widzieli. Ketchum poszedł w zupełnie inną stronę, tutaj Carpenter zdecydowanie bardziej szokuje. Już na początku buduje tak mroczną atmosferę, że wywołuje u widza prawdziwy niepokój i równie silną ciekawość. Wskazuje na tytuł pewnego tajemniczego filmu – La Fin Absolue du Monde (Ostateczny koniec świata), na którego punkcie Sweetman, łowca filmowych unikatów, ma szczególną obsesję. Film, poza jednym pokazem premierowym, nie ujrzał nigdy światła dziennego, został zakazany i prawdopodobnie zaginął. Mężczyzna zrobiłby wszystko, aby choć raz go obejrzeć. Podobno w czasie seansu, na sali kinowej działy się potworne rzeczy (doszło nawet do kilku morderstw). Sweetman zleca odnalezienie tego filmu młodemu właścicielowi kina, który sam staje się filmem naznaczony. Rzeczy, które dzieją się później, są dość wstrząsające, ale to ostatnie sceny zapadają w pamięć, bulwersują, wstrząsają, a u co delikatniejszych widzów, mogą budzić obrzydzenie i szok.
Cigarette burns, źródło zdjęcia |
Cigarette burns to jeden z niewielu odcinków tego serialu, który mogę uznać za wystarczająco dobry, by w pełni zasłużył sobie na zaistnienie w cyklu Mistrzowie horroru. Poza tym to dzieło Carpentera (Halloween). Problem z NOWYM horrorem (przyjmijmy, że wyprodukowanym po 2000 roku) jest taki, że trudno mu doścignąć wzorce klasycznych produkcji grozy. Ścigać ich oczywiście nie musi, bo i nawet nie próbuje, ale i z dobrym horrorem niewiele ma wspólnego. Horror nowy to z reguły horror zły – z takiego założenia wychodziłam i
jakoś jeszcze nie udało mi się go sforsować. I nie mówię tutaj o marnej
jakości nowych "horrorkach" wychodzących masowo, do których należą
wszelkie remaki (Teksańska masakra..., Piątek Trzynastego),
czy słabo oceniane dramato-horrory, w których głównymi bohaterami są
grupy przyjaciół gubiące się w lesie, czy młode pary wynajmujące domek nad jeziorem z psychopatycznym mordercą w pakiecie. Nie mówię tu również o
filmach z pewnym potencjałem, lecz o znikomym poziomie (Droga bez powrotu, Wzgórza mają oczy). A przecież są takie produkcje jak Piła, Silent Hill, Paranormal Acitivy, Zejście,
które prawdopodobnie staną się kiedyś nowymi klasykami. Jednak
współczesny horror nie przypomina już prawdziwego horroru, nie tworzy
nowej jakości i często zdarza się być mylony z thrillerem. Jego twórcy
stawiają na przemoc, brutalność, krew, dewiacje. I choć takie filmy są
coraz lepszej jakości, nie budzą entuzjazmu właściwego tym starym dobrym
horrorom, w których czasem już sama muzyka mroziła krew w żyłach
odbiorcy. Dlatego, gdy ktoś określa współczesnych twórców i współczesne
filmy grozy jako "mistrzowskie", przypatruję się im bardzo
podejrzliwie.
Tak też było z serialem Mistrzowie horroru. Byłam bardzo nieufna, choć zrobił niezłe wrażenie wystawiając na pierwszy ogień film Incident on and Off a Mountain Road (Incydent na górskiej drodze).
Już wtedy zdałam sobie sprawę, że cały cykl odcinków będzie bardzo amerykański i poprzez to może nieco... prześmiewczy (albo ja będę go takim widzieć). Ale tutaj było wszystko, czego trzeba współczesnym horrorom. Dobry muzyczny wstęp, pusta droga otoczona ciemnym lasem, bezbronna dziewczyna i potwór wyłaniający się zza drzew. "Takie to wszystko typowe", pomyślałam. Zdeformowany morderca, dużo krwi, brutalność. "Klasyczny amerykański horror". Ale trzeba przyznać, że pierwszy odcinek nie wzbudzał wątpliwości co do kierunku, w jakim pójdzie cały serial.
A jednak potem było już trochę inaczej. Dreams in the Witch-House (Koszmar w domu wiedźmy) powstał na podstawie opowiadania H. P. Lovecrafta i został utrzymany w dość baśniowej atmosferze, nieco imitującej styl ostatniego epizodu z filmu Oko kota Stephena Kinga [3].
Koszmar w domu wiedźmy wydał mi się całkiem... przyjemny. Mało krwi, mało brutalności, więcej specyficznej atmosfery i ciekawych aktorskich kreacji. Niestety klimatu Koszmaru nie powtórzył już żaden z odcinków. Kolejne były co prawda mocne, ale nie był to horror, który lubię.
Zatrzymam się jeszcze na Pick me up (Autostopowiczce), bo to znamienny przykład nowego, amerykańskiego horroru, które wydają się masowo wypływać z amerykańskich niskobudżetowych wytwórni. Ten film to ostrzeżenie przed tym, co może grozić autostopowiczom, i w jakich wariatów obfitują samotne leśne szosy.
Odcinków Mistrzów horroru było o wiele więcej. Sam serial liczy sobie dwa sezony po trzynaście odcinków. Przyznam, że nie miałam cierpliwości, by obejrzeć je wszystkie. Te, które dziś Wam przedstawiłam, oglądałam już jakiś czas temu.
Nie mogę jednak pozbyć się obrazów z filmu Cigarette burns. Bo z czym jeszcze skojarzył mi się fikcyjny (mam nadzieję!), zakazany film La Fin Absolue du Monde? Z atmosferą, jaka towarzyszyła pierwszym projekcjom Salo, czyli 120 dni Sodomy (org. Salò o le 120 giornate di Sodoma) z 1975 roku Piera Paola Pasoliniego. Filmu, o którym nie chcę nawet myśleć, a który śmiało mógłby pretendować do produkcji typu gore; to horror w prawdziwym tego słowa znaczeniu! Paskudztwo, jakiego nie powinien poznać świat, a który jest wciąż oglądany i interpretowany (zarówno pod kątem politycznym, jak i estetycznym). Pasolini przed jego premierą został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach. Projekcji filmu zakazano w 40 krajach, a większość kopii została ocenzurowana. Zaczęto go wyświetlać dopiero w momencie, gdy już nikt się nim nie interesował. W telewizji polskiej po raz pierwszy został wyświetlony w 2000 roku.
Zdaję sobie sprawę, że dzisiejszy odcinek Przestrzeni grozy stanowczo odbiega od konwencji, jakiej trzymałam się do tej pory. Jest to odcinek specjalny, z założenia miał być filmowy i chyba udało mi się ten koncept zachować ;) Wiem, że o nowym horrorze można powiedzieć o wiele więcej, mnie zaciekawiła jednak seria, którą dziś Wam przedstawiłam, będąca nie tyle wyznacznikiem współczesnego horroru, ile zbiorem pewnych symboli, na których bazują współczesne filmy grozy. Zachęcam Was do włączenia się do dyskusji o filmowym horrorze współczesnym. Macie swoje typy ulubionych horrorów, które zostały wyprodukowane po 2000 roku? Jaki motyw horrorowy lubicie w nich najbardziej? Oglądaliście odcinki Mistrzów horroru?
ZAPRASZAM DO DYSKUSJI :)
ZAPRASZAM DO DYSKUSJI :)
[2] Mistrzowie horroru na IMDB (spis odcinków, sezon I, II).
[3] Zwiastun Oka kota.