Od pewnego czasu bardzo ostrożnie dobieram sobie książki skandynawskich autorów. Nie będę tego teraz jakoś rozlegle tłumaczyć, ale przyznam się, że fanką skandynawskich kryminałów nie byłam nigdy. Te w miarę ciekawe i znośnie napisane przeczytać mogę, tych topornych i fatalnie przetłumaczonych nawet już nie próbuję napoczynać, by nie strzępić sobie nerwów. Nie zachwycam się, zrażam, a jednak ciągle próbuję. Drugim takim drobnym paradoksem (w moim wydaniu) jest fakt, że - jeśli chodzi o Północ, wolę pisarki od pisarzy. Paradoksem, bo od małego jestem wielką miłośniczką męskiego i tylko męskiego pióra. Tu tym razem wygrywają panie - Yrsa Sigurdardóttir, Karin Fossum, Camilla Ceder (nie mylić z Läckberg). Ceder urzekła mnie już kiedyś Śmiertelnym chłodem, więc Babilonu zbytnio się nie obawiałam. Jedyny powód, dla którego zwlekałam z chwyceniem po niego tkwił w fabule. Zupełnie mnie nie interesowała. Miałam ogromną ochotę spotkać ponownie Seję, studentkę dziennikarstwa, która zamieszkała sama w odciętym od świata wiejskim domu, jak i również przystojnego komisarza Tella; nie chciało mi się jednak czytać o zbrodniach związanych z handlem antykami. Wydało mi się to mało atrakcyjne w porównaniu do zagmatwanych, kompletnie nieprzewidywalnych historii ze Śmiertelnego chłodu. Czy mogłam jednak Babilon pominąć?
Ann-Marie Karpov, wykładowczyni archeologii, oraz jej student, Henrik Samuelsson, zostają zastrzeleni w mieszkaniu Ann-Marie. Jak można się domyślić - byli kochankami. O ich romansie wiedziała połowa instytutu archeologii, a tej samej nocy dowiaduje się o tym również partnerka Henrika, Rebecca Nykvist. To tej nocy sąsiad Ann-Marie widzi Rebeccę na klatce schodowej, zaś odciski jej palców znajdą potem na drzwiach mieszkania. Jednak, gdy podejrzana przebywa w areszcie, ktoś włamuje się do jej domu. Nie wygląda to na zwykłe włamanie. Ktoś czegoś szuka. Czegoś bardzo cennego. Czyżby miało to jakiś związek z tajemniczym nabytkiem Henrika podczas jego pobytu w Istambule? Komu tak naprawdę zależało na śmierci tych dwojga? Sprawę próbuje wyjaśnić oczywiście Christian Tell. Przy okazji jego partnerka Seja podłapuje temat handlu antykami z ograbionego muzeum w Bagdadzie...
Litości. Nawet pisząc te mini streszczenie, okrutnie się nudzę. Zdałam sobie właśnie sprawę, że lektura Babilonu zeszła mi w miarę bezboleśnie chyba tylko dzięki obyczajowym (o zgrozo!) wstawkom z życia Seji i epizodom opisującym jej relacje z Tellem. Bardzo przywiązuję się do postaci, które uda mi się polubić, a które czasem nawet mi imponują. Podobnie było z bohaterami trylogii S. J. Bolton, z jedną znaczącą różnicą - S. J. Bolton stworzyła rasowe historie kryminalne. Ceder w Babilonie z tą kwestią kompletnie poległa. Pamiętam z recenzji, że niektórzy pod kątem akcji, oceniają Babilon wyżej od Śmiertelnego chłodu. Jakaś akcja to tam jest, jednak jej jakość pozostawia wiele do życzenia. Śmiertelny chłód miał przynajmniej klimat, ciekawą podbudowę psychologiczną. Tu niestety przeważa przeciętność. Czyta się dobrze, ale i nie pędzi do książki z wielkim entuzjazmem. Polubiłam Seję. Polubiłam jej wielki, zimny dom pełen wilgoci i mrówek. Jej cierpliwość w stosunku do Tella. Nie interesowało mnie kto zabił Henrika i Ann-Marie. Jeśli macie ochotę na typowo obyczajowy kryminał z nutką archeologii w tle, Babilon Wam polecę. Jeśli szukacie innych wrażeń, nie traćcie czasu.
Babilon
Camilla Ceder
Wydawnictwo Czarna Owca
Rok wyd. 2012
s. 420 | Wg mojej skali: 3/5
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
52 KSIĄŻKI (51)
|
Baza recenzji Syndykatu ZwB