pracownikom żądającym wypłaty.
Ze zrozpaczoną miną patrzył w lustro i wciąż powtarzał:
— Nie dam, naprawdę nie dam. Nie mam z czego.
Po prostu nie mam."
Po entuzjastycznym przyjęciu Ostatniej arystokratki, usłyszałam od kogoś, że jej druga część — Arystokratka w ukropie, to "odgrzewany kotlet". Okropnie nie lubię tego określenia i nie miałam zamiaru brać go sobie do serca, co na szczęście wyszło mi na dobre. Okazało się, że Arystokratka w ukropie to powieść równie urocza, jak jej poprzedniczka, a może nawet bardziej zabawna i dynamiczniejsza. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie czytać jej jako pierwszej w kolejności, choć na okładce pojawiły się takie sugestie. Myślę, że urok Arystokratki w ukropie tkwi w bohaterach, z którymi trzeba się odpowiednio obyć, poznać ich zachowania, przywyknąć do dziwactw, żeby zrozumieć cały dowcip sytuacyjny, jaki przewodzi obydwu częściom historii, a jaki jest jej zdecydowanym autem.
Arystokratka w ukropie to dalsza część perypetii młodej, świeżo upieczonej arystokratki Marii, która wraz z rodziną przeprowadziła się z Ameryki do Czech, aby osiąść na Kostce, odzyskanej siedzibie rodu. Na zamku mieszkają już kasztelan, kucharka oraz ogrodnik — niezwykłe indywidua, którzy z trudem dostosowują się do nowej sytuacji. Zamek musi na siebie zarabiać, więc Kostkę oblegają tłumy turystów. Nie zabraknie zabawnych wątków, abstrakcyjnych przygód i przednich pomysłów, kończących się zazwyczaj fiaskiem. Będzie wkurzona Maria i zrozpaczony ojciec, który musi płacić służbie (co określa "skubaniem"), a czego robić nie chce (w ramach oszczędności). Będzie coraz "atrakcyjniejszy" program dla odwiedzających Kostkę. Będzie słynna orzechówka i niezawodny prozak. I... będzie naprawdę dużo się działo.
Arystokratka w ukropie to dalsza część perypetii młodej, świeżo upieczonej arystokratki Marii, która wraz z rodziną przeprowadziła się z Ameryki do Czech, aby osiąść na Kostce, odzyskanej siedzibie rodu. Na zamku mieszkają już kasztelan, kucharka oraz ogrodnik — niezwykłe indywidua, którzy z trudem dostosowują się do nowej sytuacji. Zamek musi na siebie zarabiać, więc Kostkę oblegają tłumy turystów. Nie zabraknie zabawnych wątków, abstrakcyjnych przygód i przednich pomysłów, kończących się zazwyczaj fiaskiem. Będzie wkurzona Maria i zrozpaczony ojciec, który musi płacić służbie (co określa "skubaniem"), a czego robić nie chce (w ramach oszczędności). Będzie coraz "atrakcyjniejszy" program dla odwiedzających Kostkę. Będzie słynna orzechówka i niezawodny prozak. I... będzie naprawdę dużo się działo.
W Arystokratkach (mówię o dwóch częściach) nie ma silenia się na
sztuczne rozśmieszanie czytelnika. Jest dużo czarnego humoru i łagodnej
ironii, które wyrwane z kontekstu mogą jedynie drażnić, ale jako napęd
historii — stanowią rewelacyjną, zabawną całość. Dlatego Arystokratka w ukropie spełnia swoją rolę jako kontynuacji. Doskonale utrzymuje atmosferę pierwszego tomu (fanów Ostatniej arystokratki nie spotka rozczarowanie), ale też wykazuje większą aktywność i rozkręca historię na dobre. Jedyny zarzut, jaki mogę mieć do autora, to nagłe urwanie opowieści, niedokończenie pewnych wątków (w końcu Maria spotka się z tym Maxem?) i pozostawienie mnie z czytelniczym niedosytem. Ale to — w zestawieniu z dobrą zabawą, jaka towarzyszyła mi podczas czytania (może nawet większą niż przy pierwszej części), w ogóle nie są poważne zarzuty. Trudno bowiem przy Bočku zachować powagę.
Wg mojej skali 5/5
Arystokratka w ukropie
Evžen Boček
Wydawnictwo Stara Szkoła
Rok wyd. 2016
s. 218
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
100 KSIĄŻEK NA ROK 2017 (27)