grzecznie, przepraszająco, machając dłonią w stronę
rozpędzonego kabrioletu, któremu przecinał drogę.
Nagle — impuls: ZATRZYMAĆ SIĘ. Stanąć w miejscu.
Sprawdzić, czy tamten zdąży zahamować.
"Wybrał swoje trzy życzenia i zajął się pierwszym z nich". To Gabor. Paweł nie wiedział, że w prawdziwym życiu nazywa się Iwan i siedzi właśnie z ojcem w jego berlińskim mieszkaniu. W Pawła scenariuszu nie było żadnego Iwana, choć tamten z pewnością miał jego oczy, sylwetkę, akcent. Anna, która zginie w wypadku samochodowym, to tak naprawdę Milena. Nadal żyje. Te wszystkie postaci, zaplątane między rzeczywistością a jej odbiciami, po każdej ze stron grają własne role. Wystarczy nadać im nowe imiona. Pozwolić mówić. Spotkał ich w ciepły jesienny wieczór, siedzących przy stoliku pod kasztanem. "Zapach grilla, suchych liści i papierosów". Atmosfera idealna; ich gesty zostaną zaraz zamknięte w nowy szablon. Można przecież pobawić się konwencjami. Paweł musi mieć jakieś pierwowzory, inaczej nie umiałby tak pisać. Stworzenie udanych bohaterów wymaga odpowiedniej inspiracji, a Paweł właśnie ją znalazł. Tutaj. Wyszło idealnie. Ci ludzie, nieświadomi ich własnego-cudzego istnienia w alternatywnym pawłowym świecie, toczyli swoje życia dalej. Byli Krystyną, Markiem, Karoliną i wszystko im się wymykało z rąk. Podobnie u Pawła, choć przecież o tym nie wiedział. Nie miał pojęcia, że dziewczyna, której nie było pod kasztanem, a którą spotkał w windzie i nazwał Martą, to Grażyna. I to jak bardzo jej życie różni się od życia Marty. Nie przejmował tym. Tworzył fikcję. Zabierał tylko twarze i postawy, swoje skojarzenia. Niegroźne, może nawet trochę intrygujące. Ludzie zebrani pod kasztanem, prowadzący rozmowy i rzucający spojrzenia, dostali własne, zmienione odbicia. To niczego nie psuło.
Pogmatwane? Może na początku. Dla nieuważnego czytelnika, postacie i imiona zaczną się mieszać, wydarzenia rozpadać i zlewać. Autorka bawi się dwiema fikcjami, jednej nadając status rzeczywistości, drugą pozostawiając wyobraźni Pawła. To proste. Paweł ma napisać książkę. Aby stworzyć własnych, silnie zarysowanych bohaterów, musi mieć jakieś podstawy. Tak jest wygodniej - dopasowywać, dopisywać resztę do gotowego już schematu. W tym wypadku to dostrzeżenie stolika pod kasztanem udało mu się, uległ konwencji. Spodobali mu się ci ludzie i stworzył ich odbity, zmyślony świat. Czytamy o tym świecie (Paweł nie skąpi nam jego prywatności) równocześnie poznając ten prawdziwy, niemniej pogmatwany jak ten z wyobraźni Pawła. W trakcie Odbić natkniecie się na dużo imion, zdarzeń, niedopowiedzeń. Całe pękają od dziwnych, niepokojących sytuacji, lęków, przemilczeń, lecz i zupełnie normalnych, życiowych emocji. Bohaterowie (ci realni i ci "odbici") rwą się, rzucają po ścianach, zrywają związki, umacniają przyjaźnie, popełniają błędy. Kochają i śledzą niekochane już osoby. Opuszczają się, romansują, próbują być lojalni i trzeźwi, po czym budzą się z wielkim porannym kacem. Głaszczą koty. Tak, nie oprzecie się wrażeniu, że znacie ich aż za dobrze. Nie będziecie umieli się od nich odgrodzić, zdystansować. W rezultacie zżyjecie się z nimi. Może na co dzień nie czytacie "zwykłej" prozy o "zwykłych" ludziach (ja nie czytam), może zwiedzie Was ta początkowa obietnica znalezienia w Odbiciach czegoś więcej, jakiejś odmiany kryminału (mnie zwiodła; poza tym znalazłam), może poczujecie się zdezorientowani tym, jak nietypowa jest to książka, może przerazi Was ilość stron, zgubi liczba bohaterów, ale jakiekolwiek pierwsze wrażenie w Was wywoła - pomylicie się.
Wielowymiarowość. To mnie zatrzasnęło tutaj. Przez cały tydzień Odbicia silnie absorbowały moje myśli. Każdego wieczoru - bezskutecznie, próbowałam od nich odpocząć, nie zajrzeć do środka, nie sczytać choć kropli tekstu. Po kilku dniach przestałam się nawet opierać. Jest w nich coś pociągającego (tak, to ściśle wybrane słowo). To "coś" tkwi w bohaterach, w słowach, zdarzeniach. W sytuacjach, które tylko z pozoru wypadają normalnie. Ta książka jest w swojej ułudnej (!) przeciętności bardzo niezwykła. Aneta Modelska-Lemke ważyła się stworzyć metafikcyjną, wielopoziomową opowieść, która mnie w zupełności wchłonęła, będąc "zaledwie" studium współczesnych ludzkich relacji. Może ujęło mnie to, że jej bohaterowie nie zaistnieli w osobistej pustce, że wchodzą w interakcje, mocno konstytuują nawzajem własne sylwetki. Może ten tragizm zacierany spotkaniami, telefonami, brandy. Może ta tajemnica, która wprowadza pewną integrację bohaterów, śmierć stająca się zapalnikiem. A może to te niepowiązanie dwóch światów (Paweł sobie, Modelska sobie) stawiające grubą granicę między fikcją a prawdą, prowokujące przez to wizję bezcelowości takiego zamysłu - intryguje najbardziej? Nie wiem. Nie mam żadnych zastrzeżeń do tej książki. Zdumiała mnie. Zachwyciła stylem. Wyjątkowa rzecz na tę mglistą jesień. / Aneta Modelska-Lemke zmarła nagle i niespodziewanie 27 sierpnia 2013 roku (tekst z okładki). Miała 47 lat. Prawa autorskie do Odbić należą do jej męża, Mariana Lemke.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu: