"Tylko cisza, ponieważ tak zostaliśmy nauczeni,
cokolwiek dzieje się pod naszym ubraniem
i pod naszą skórą, jest trochę fałszem,
trochę kłamstwem, jest trochę nieetyczne,
trochę chore, dlatego wypędź to, zabij to"
Pamiętam, że po
Ciemno, prawie noc Joanny Bator myślałam, że nie ma już takiej ciemności. Że żadna kobieta nie stworzy w swoich palcach ciemności większej i większego potwora, jakim wtedy zdawało się wnętrze tej książki. Było oczywiste, że się pomyliłam, bo taka ciemność jest wszędzie. Pisała o niej Aglaja Veteranyi, piszą o niej i inni. Ale dopiero, gdy pojawiła się Lena
Kitsopoulou, zrozumiałam, o co chodziło mi z tą (tamtą!) ciemnością. I zrozumiałam, że istnieje ciemność ciemniejsza. Tę ciemność schowała ta grecka pisarka w swoich Nietoperzach. Aż po samo dno. Po krańce. Wypchała nią ostatnią przestrzeń pod skórą. Potem już tyko rzyg, albo roztrzaskana dziecięca czaszka, krew na stole, z którego przed chwilą jedli. Matka wciskająca główkę synka do dziury w klozecie, by ten zobaczył tam drugą stronę świata. Ściany domu podszyte gównem. Gówniane relacje, gówniane małżeństwa, gówniani wujkowie, którzy zdejmują z dziewczynek ich gówniane żółte sukienki. Patologia wypływa z Nietoperzy jak lawa. Przepływa między ludźmi, dusi marzenia, ryczy, rozsadza myśli.
A jednak, czytając opowiadania Leny Kitsopoulou, nie czujemy przerażenia, zgorszenia, czy bólu, choć wszystko tutaj przeraża, gorszy i boli, bo robi to w sposób po części subtelny, przechodząc z niegroźnej metafory w drapieżną dosłowność. Wtedy na chwilę zaciskamy zęby i świat ustaje. Autorka wznawia go za moment, sprawdzając, czy jeszcze tu jesteśmy. Czy nas zanadto nie przeraziła. Kończy zdania kiwnięciem głowy, jakby pytała: "może jest inaczej?" Wielka to sztuka pisać tak prosto, a jednak nieprosto. Obrzydzać i unosić. Z wynaturzeń pleść piękno innego rodzaju. Straszny świat podawać na tacy jako danie główne, zostawiając nam niedosyt, bo wie, że o deser nie poprosimy. Jej opowiadania są gorzkie i ciężkostrawne, a przy tym jednak niesamowicie zjadliwe. Wpływają nam w krwiobieg, ale i szybko wypływają. Nie pustoszą — raczej uświadamiają to, o czym dobrze wiemy. Pełni niezdrowych żądz, słabi mężczyźni, wyrodne matki, nieświadome niczego dzieci. Klimat greckich, zatkanych w sobie podwórek, wyobrażeń podszytych zwyrodnieniem, które w tym świecie wydaje się czymś zwyczajnym. Wszystko, co tutaj gorszy i obrzydza, samo w sobie pozoruje przeraźliwą normalność. Jest niedopuszczalne tylko z perspektywy naszego, etycznego świata. Tam istnieją jakby jakieś inne zasady. Ciemność przeszywa tych ludzi na wskroś, równocześnie ich ułaskawiając. Pokazuje ich marność i słabości, przez co minimalizuje ich bestialstwo i poprzez co stają się oni zaledwie... żałośni. Mordercy, zboczeńcy, zdrajcy, dziwki, samobójcy. O nich pisze Lena Kitsopoulou.
A jej opowiadania jak sztuki w teatrze. Niektóre bardzo krótkie, inne trochę dłuższe, niedłużące się jednak, pozostawiające ciemną pustkę, jak po opuszczeniu kurtyny. Zatem i trochę teatralne, podniosłe, nieco poetyckie, choć bardzo fizyczne. Określa się jej prozę mianem brudnego realizmu, pisze o jej wulgarności. Moim zdaniem Lena chowa w tym namacalnym, cielesnym, brudnym świecie dużo lotnych metafor. Coś, co w jej tekstach wydaje się dosłowne, okazuje się bardzo aluzyjne. Nawet jeśli ładuje w nie dużo słownego brudu, nie rezygnuje z iskierek bieli. Wplata je między ten gówniany (bo tego słowa używa) świat, jak złote nici, bardzo subtelnie i niemal niedostrzegalnie. "Ponieważ w rzeczywistości bardzo małe jest to, co łączy cię z drugim człowiekiem, i dlatego tak trudno to znaleźć". Nawet jeśli to tylko ten brud, mnie zachwyca.
Wg mojej skali 5/5
Nietoperze. Aqua Velva
Lena Kitsopoulou
Wydawnictwo Książkowe Klimaty
Rok wyd. 2013
s. 176
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
104 KSIĄŻKI (50)