Mimo że tych kilka miesięcy zakupowego odwyku poszło już w niepamięć (jak widać), zdałam sobie sprawę, że bez comiesięcznego kupowania nowych książek można funkcjonować całkiem normalnie. Co więcej — można zacząć czytać książki już kupione (a to nowina), które przez tyle czasu zdążyły oblepić półki i podłogi. A jak wspaniały smak mają książki pożyczane! Szczególnie takie, które ktoś zapalczywie wciska nam do rąk. W myśl tych nowych "odkryć" nie powinno być tu ani Vargi, ani Nietoperzy, ani rzecz jasna Ziemowita Szczerka, nie wspominając już o Orbitowskim! Skąd się zatem wzięli? Z księgarni nieprzeczytane.pl.
Co skłoniło mnie do zakupu takich, a nie innych tytułów? Będzie w dużym skrócie. Nietoperze to dawno wypatrzona książka u Literackich skarbów świata całego [moja recenzja już tu] i stała się wyborem doskonałym. Siódemkę kupiłam z myślą o zabraniu jej w daleką podróż pociągiem, choć ten pomysł upadnie, bo już wymyśliłam sobie na tę okazję coś innego. Zabliźnione serca pojawiły się z tęsknoty za Czarodziejską górą Manna, której nie będę na razie czytać ponownie. Z Krzysztofem Vargą zrobiłam sobie na złość i zamiast nowej Masakry, wybrałam stare Trociny. A Vargę lubię przez Gulasz z turula. Orbitowski nie przekonał mnie Szczęśliwą ziemią, daję więc mu drugą szansę, z uwagi, że pojawi się na Targach w Krakowie i że Inna dusza to bardziej reportaż (i może nie będzie słownego wydziwiania). A Myśliwski? A Myśliwskiego nigdy nie czytałam, bo był czas, że gdzie nie spojrzałam, tam był Myśliwski. A że ani razu nie przyniosłam go z tego powodu z biblioteki, uznałam, że jak teraz kupię własny egzemplarz, to pewnie kiedyś go przeczytam. Padło na Traktat o łuskaniu fasoli. Taak, prawdziwie przemyślane zakupy. Z kolejnymi takimi czekam na październik.