gdzie chcesz. Albo chociaż tam, gdzie ci się uda."
Chociaż aktualnie temat szkolnictwa zupełnie mnie nie dotyczy, co więcej — mam wrażenie, że wyparłam z pamięci wiele szkolnych wspomnień i jest mi z tym nawet komfortowo, to jednak wypatrywałam tej książki z niemałym przejęciem. Miałam ochotę poczytać o tym, co zmienia się lub zmieniło (albo wręcz przeciwnie) w polskim systemie edukacji i nie ukrywam, że liczyłam na jakieś prawdziwie rewolucyjne spostrzeżenia, na coś, czego sama nie wiedziałam i nie dowiedziałabym się, gdyby nie książka Aleksandry Szyłło. Niestety chyba źle trafiłam.
Godzina wychowawcza. Rozmowy o polskiej szkole to owszem, zbiór rozmów o polskiej szkole, ale raczej tej dawnej i nie do końca takiej, z jaką większość z nas miało do czynienia. To rozmowy o wychowaniu w ośrodkach z lat osiemdziesiątych, typu SOS (nic mi to nie mówiło, pewnie trochę wstyd), tych dla trudnej młodzieży, narkomanów, hipisów, ale również historie znanych działaczy, nauczycieli, wychowawców (a może nie "również", a "przede wszystkim"!). Jako że nie jestem w żaden sposób ze szkołą zawodowo powiązana, te nazwiska niewiele mi mówiły. Zgadzam się z kilkoma recenzjami, które pozwoliłam sobie przeczytać po lekturze, że Aleksandra Szyłło skupiła się na stanowiskach niszowych i raczej jednostronnych. Brakowało mi głosu uczniów, szeregowych nauczycieli, bardziej aktualnych danych. Zapomniałam, że to nie jest reportaż. Autorka mogła zaprosić do dyskusji tego, kogo chciała i rozmawiać o tym, o czym miała ochotę. Postawiła na ciekawe, ale nieco sfatygowane już podejścia. Historie jej rozmówców są, dokładnie — historiami! Z niewielkim rzutowaniem na współczesność, chociaż dochodzę do wniosku, że przekaz całej książki zamyka się w jednym zdaniu: "nic się nie zmieniło". Szkoła nie ewoluuje. Szkoła nie ma służyć wychowaniu (od tego są rodzice!); pani Maria Mach użyła mocnych słów, że "szkoła jest po to, żeby przechowywać dzieci". Szkoła nie pozwala myśleć, chociaż stawia na uczniów ambitnych i na indywidualny sukces (choć to raczej wymogi rodziców). W szkole nie ma miejsca dla dialogu nauczyciel–rodzic. Rodzic czuje się w niej jak uczeń. Z Godziny wychowawczej mogę wywnioskować, że nauczyciele–wychowawcy z prawdziwego zdarzenia dawno odeszli i teraz wylewają swoje żale w książce Szyłło. A szkoła ani drgnie. Trudno wprowadzać zmiany, skoro rodzice najchętniej pozostaliby przy sprawdzonym systemie "mnie bito i wyszedłem na człowieka".
Jak jest teraz w polskiej szkole? Nie wiem. Prawdopodobnie beznadziejnie. Wolałabym jednak poprzeć te swoje stwierdzenie jakimiś konkretami. Od rozmówców Aleksandry Szyłło dowiedziałam się sporo interesujących rzeczy i usłyszałam wiele porad popartych wieloletnim pedagogicznym doświadczeniem. Ale te porady to nie do mnie. Słowa tych mądrych ludzi powinien przeczytać ktoś, kto ma wpływ na kształt współczesnego systemu szkolnictwa. Wiem, że zupełnie inaczej czytałoby mi się Godzinę wychowawczą, gdyby było jasne, że zamiast tytułowych "rozmów o polskiej szkole", będą rozmowy o polskiej szkole kiedyś, że więcej będzie jednak tej historii niż spraw aktualnych. A tak pozostał niedosyt i rozczarowanie, mimo naprawdę dobrych tekstów.
Godzina wychowawcza. Rozmowy o polskiej szkole
Aleksandra Szyłło
Wydawnictwo Czarne
Rok wyd. 2017
s. 160