Luty to taki zimny, lodowy miesiąc. Od pewnego czasu kojarzy mi się z Lodem Dukaja, gdzie Lute, anioły mrozu, przemierzały ulice miast. Luty to apogeum zimy. Niesie ze sobą srogie mrozy, głuche ciemności, ale i echo karnawałowego śmiechu; nieco zniekształconego, błazeńskiego, upiornego chichotu czegoś, co czai się pod podłogą. Nieprzyjemny chłód przywodzi na myśl wszystkie te nieziemskie istoty, które błąkają się gdzieś po skutych lodem bezdrożach. Luty to dobry miesiąc na horror demoniczny. O zabarwieniu okultystycznym, infernalnym. I nie, nie chodzi mi wcale o to, aby ta odsłona wyzwania miała wydźwięk satanistyczny! Chcę raczej zwrócić uwagę na twórczość pisarzy, którzy nie bali się poruszać wątków piekielnych, którzy dostrzegali różnicę między duchami a demonami (demony w książkach Mastertona), ostrzegając przed złym wpływem tych ostatnich. Motyw zaprzedania duszy diabłu (Mnich Lewisa, teksty Charlesa Roberta Maturina), ezoteryka, okultyzm to niebezpieczne rejony, na które warto wchodzić z zachowaniem ostrożności i rozwagi.
GŁÓWNA ZASADA MIESIĄCA:
Czytamy horrory o tematyce demonicznej,
okultystycznej, diabelskiej!
Czytamy horrory o tematyce demonicznej,
okultystycznej, diabelskiej!
Przykładowe lektury:
Ira Levin – Dziecko Rosemary
Ira Levin – Dziecko Rosemary
Graham Masterton – dzieła do roku 1990 (wyłącznie te z wątkiem demona)
Gustav Meyrink – Golem
Charles Robert Maturin – Melmoth the Wanderer (dostępny tylko w oryginale)
Gustav Meyrink – Golem
Charles Robert Maturin – Melmoth the Wanderer (dostępny tylko w oryginale)
Matthew Gregory Lewis – Mnich
Przy indywidualnym wyborze lektur kierujemy się zasadą:
tekst powinien powstać nie później niż w 1990 roku.
tekst powinien powstać nie później niż w 1990 roku.
UWAGA: Linki do recenzji możecie przesyłać w komentarzach pod tym postem lub pod wyzwaniem głównym Klasyki Horroru 2. Liczą się tylko recenzje napisane w lutym 2017.
Za każdą książkę wybraną zgodnie z zasadą miesiąca, uczestnik otrzymuje 5 punktów. Za opowiadanie — 3 punkty. Za powieści/opowiadania grozy innego rodzaju (ale mieszczące się w zakresie wyzwania) uczestnik otrzymuje 2 punkty (powieść) lub 1 punkt (opowiadanie). Za książki grozy niespełniające żadnej z zasad wyzwania, uczestnik otrzymuje 0,5 punktu.
PUNKTOWE PODSUMOWANIE STYCZNIA:
Beata P.: 13 pkt* (brawo!)
Beata P.: 13 pkt* (brawo!)
Karolina: 5 pkt
Dominika S.: 5 pkt
Lina: 5 pkt
Bukowa Kraina: 5 pkt
Luka Rhei: 5 pkt
Dominika S.: 5 pkt
Lina: 5 pkt
Bukowa Kraina: 5 pkt
Luka Rhei: 5 pkt
Pyza Wędrowniczka, Ana, Agnieszka: 0 pkt
Przypomnę, że w styczniu, miesiącu inaugurującym wyzwanie Klasyka Horroru 2, czytaliśmy powieści Stephena Kinga napisane i wydane do roku 1990. Oczywiście forma wyzwania nie zabraniała wyboru lektur niezgodnych z zasadą miesiąca, ale wszystkie uczestniczki chętnie zastosowały się do styczniowej tematyki. Co ciekawe, powtórzyły się dwa tytuły (dwa świetne tytuły!) — i to sztandarowych dzieł Kinga! W tym miesiącu postanowiłam krótko wspomnieć o każdej z recenzji.
Pozwólcie, że zacznę chronologicznie. Książkowy debiut Kinga przypadł na rok 1974, a była nim słynna Carrie. Może będę mało oryginalna, ale to właśnie Carrie była moim pierwszym spotkaniem z twórczością autora. Jasne, byłam pod wrażeniem; szczególnie, że czytałam Carrie jako nastolatka. To był mocny cios. Telekineza, religijny fanatyzm, inność i chęć normalności. Lina używa jeszcze innego określenia — wypaczenie. Sama podkreśla, że mimo odnalezienia w Carrie horroru i grozy, trochę się jednak rozczarowała. I ja wcale się nie dziwię. King poruszył w Carrie specyficzny temat, niekoniecznie przyjemny i łatwy w odbiorze. Skupił się również bardziej na stronie psychologicznej niż horrorwej. Dominika S. sama z początku miała obawy, bo "opowieść o dziewczynie wykazującej telekinetyczne zdolności, nie wydała jej się specjalnie fascynująca". W rezultacie doceniła "szereg zabiegów sprawiających, że na w gruncie rzeczy prostą i przewidywalną opowieść, czytelnik może spojrzeć z wielu perspektyw". Koniecznie przeczytajcie szczegółową recenzję, bo Dominika pisze również o ekranizacji.
W 1978 roku światło dzienne ujrzało pierwsze kingowe monstrum. Bastion to horror postapokaliptyczny. Ja nie miałam jeszcze tyle odwagi, by zmierzyć się z jego literacką wersją (znam jedynie serial), w odróżnieniu do Karoliny. "Bastion zawiera w sobie spore pokłady socjologicznej analizy zachowań człowieka w sytuacji ekstremum" — pisze Karolina w swojej recenzji. Wspomina również o typowym dla Kinga przeciąganiu i odwlekaniu akcji, a także o niewielkim natężeniu grozy. Tak też myślałam. Wygląda na to, że Bastion warto przeczytać z niehorrorowych pobudek.
Pozwólcie, że zacznę chronologicznie. Książkowy debiut Kinga przypadł na rok 1974, a była nim słynna Carrie. Może będę mało oryginalna, ale to właśnie Carrie była moim pierwszym spotkaniem z twórczością autora. Jasne, byłam pod wrażeniem; szczególnie, że czytałam Carrie jako nastolatka. To był mocny cios. Telekineza, religijny fanatyzm, inność i chęć normalności. Lina używa jeszcze innego określenia — wypaczenie. Sama podkreśla, że mimo odnalezienia w Carrie horroru i grozy, trochę się jednak rozczarowała. I ja wcale się nie dziwię. King poruszył w Carrie specyficzny temat, niekoniecznie przyjemny i łatwy w odbiorze. Skupił się również bardziej na stronie psychologicznej niż horrorwej. Dominika S. sama z początku miała obawy, bo "opowieść o dziewczynie wykazującej telekinetyczne zdolności, nie wydała jej się specjalnie fascynująca". W rezultacie doceniła "szereg zabiegów sprawiających, że na w gruncie rzeczy prostą i przewidywalną opowieść, czytelnik może spojrzeć z wielu perspektyw". Koniecznie przeczytajcie szczegółową recenzję, bo Dominika pisze również o ekranizacji.
O Carrie pisały:
Lina (link do pełnej recenzji)
Dominika S. (link do pełnej recenzji)
W 1978 roku światło dzienne ujrzało pierwsze kingowe monstrum. Bastion to horror postapokaliptyczny. Ja nie miałam jeszcze tyle odwagi, by zmierzyć się z jego literacką wersją (znam jedynie serial), w odróżnieniu do Karoliny. "Bastion zawiera w sobie spore pokłady socjologicznej analizy zachowań człowieka w sytuacji ekstremum" — pisze Karolina w swojej recenzji. Wspomina również o typowym dla Kinga przeciąganiu i odwlekaniu akcji, a także o niewielkim natężeniu grozy. Tak też myślałam. Wygląda na to, że Bastion warto przeczytać z niehorrorowych pobudek.
O Bastionie pisała:
Karolina (link do pełnej recenzji)
Podpalaczka z 1980 roku to dość niedoceniana, a dla większości po prostu... nieznana powieść Kinga. Ja sama zrobiłam do niej jedno podejście, które skończyło się fiaskiem. Podobnie, jak Beata P., nie przepadam za tematyką obecną w Podpalaczce, a nade wszystko już za motywem samych podpaleń (tutaj pojawia się do tego pirokineza). Jednak Beata zapewnia, że fani Kinga raczej nie powinni się zawieść, bo powieść czyta się świetnie (choć nie stała się ona jedną z jej ulubionych).
O Podpalaczce pisała:
Beata P. (link do pełnej recenzji)
Rok 1983 był dla Kinga szczególnie przełomowy, bo właśnie wtedy spod jego pióra wyszły dwa wyśmienite horrory — Christine oraz Cmętarz zwieżąt. Rzadko wspomina się o tym, że w tym samym roku ukazał się jeszcze jeden tytuł. Rok wilkołaka w zestawieniu z wyżej wymienionymi powieściami, to moim zdaniem spora porażka.
O Roku wilkołaka pisałam ja
(link do pełnej recenzji)
(link do pełnej recenzji)
O Cmętarzu zwieżąt pisały:
Na dokładkę Beata P. zaserwowała nam jedno opowiadanie Kinga ze zbioru Nocna zmiana (1978). Opowiadanie nosi tytuł Szara materia i znam je doskonale, choć powinnam chyba sobie odświeżyć. Och, King uwielbiał straszyć takimi z pozoru abstrakcyjnymi motywami. Szara materia... Podoba mi się sposób, w jaki Beata oddała klimat tego opowiadania: "wyobraźcie sobie tylko: jest mroczne popołudnie, szaleje śnieżyca. Przez wyludnione miasto przechodzi trzech wystraszonych mężczyzn. To nie są bohaterowie, to starsi ludzie, którzy bardzo boją się tego, co zastaną w punkcie docelowym swojej wędrówki".
O Szarej materii pisała:
Beata P. (link do pełnej recenzji)
Dziękuję wszystkim za aktywny udział w styczniowej odsłonie wyzwania Klasyka Horroru 2. To była dla mnie ogromna przyjemność poczytać o znanych lub mniej (mi) znanych dziełach Mistrza. Mam nadzieję, że odpowiada Wam taka forma podsumowania. Chętnie podyskutowałabym dłużej, ale ani czas mi na to nie pozwala, ani nie chcę przeciągać. Zapraszam na lutową odsłonę i przypominam, że możecie same wybierać sobie tytuły, uzasadniając potem swój wybór. Najważniejsze, by wyzwanie żyło. Uczestniczki, którym nie powiodło się z Kingiem, zawsze mają szansę nadrobić zaległości. Mile widziani będą również nowo przybyli :)
* punkty Beaty P.: 5 punktów za pierwszą powieść, 5 punktów za drugą powieść, 3 punkty za opowiadanie.