Miejsce: Opera i Filharmonia Podlaska w Białymstoku
Czas: 22-24 kwietnia 2016
V Międzynarodowe Targi Książki w Białymstoku i festiwal literacki "Na pograniczu kultur" już (niestety) za mną. Pisałam Wam o pozytywnym
wrażeniu, jakie wywarły na mnie III Targi Książki (tu relacja). Jak
odmienne były od wielkich krakowskich, jak uroczo kameralne i
inspirujące. Tegoroczne Targi nie tylko powtórzyły sukces poprzednich,
ale może nawet odrobinę go zwiększyły — chociażby w doborze zaproszonych wydawnictw.
Jednak największym i niezmiennym atutem białostockich targów jest
festiwal "Na pograniczu kultur". Dwa lata temu magnetyzujące wystąpienia
Jagielskich, Hugo-Badera, Mastertona, a także Michała Książka, który
tak bardzo ujął mnie swoją osobą i Jakucją, że wspominam o nim przy
każdej możliwej okazji. W tym roku
spotkałam go przy stoisku Fundacji Sąsiedzi, gdzie dawał autografy
(spotkałam to złe słowo — czekałam na niego jako pierwsza, uraczył mnie
przemiłym uśmiechem i dwukrotnym uściskiem dłoni!). Za to dłużej miałam
okazję posłuchać Adama Wajraka, Dariusza Rosiaka i Maxa Cegielskiego.
Adam Wajrak narysował mi w książce wilka, a Cegielski swoim
wystąpieniem zainspirował do poznania biografii Grąbczewskiego. Pani
ze stoiska wydawnictwa Amaltea (z udziałem pani z wydawnictwa Janka)
namówiła mnie na dwie pozycje rumuńskich autorów (za co ogromnie Jej
dziękuję! są wspaniałe!), pani z wydawnictwa Ezop przekazała mi nieoczekiwaną nowinę, że wpadnie do nich Przemysław Wechterowicz (autor m.in. Proszę mnie przytulić, tworzy w duecie z Emilią Dziubak) i udało mi się zdobyć od niego autograf! Chyba nie macie wątpliwości, że jestem tymi białostockimi targami zachwycona, urzeczona, oczarowana, i zawsze moje myśli (i stopy) będą kierować się na Podlasie.
Popatrzcie jak to wszystko wyglądało z mojej perspektywy, a potem opowiem Wam o spotkaniach z autorami.
Wydarzenie: Festiwal literacki "Na pograniczu kultur"
Spotkanie z Dariuszem Rosiakiem zdominował temat uchodźców, choć jak
autor sam przyznał — ani jego Ziarno i krew nie jest o polityce, ani on zagadnieniem uchodźców się nie zajmuje. Śmiał się, że książka jest aktualna i
dzięki temu lepiej się sprzedaje, choć pisał ją jeszcze przed tym całym szumem medialnym. Osobiście woli pisać o ludziach i o ich
życiu. Na przykład o rodzinie, która aby przeżyć musiała przejść na islam (babcia klęka po powrocie z meczetu). Mówił o tym, że nie ma czegoś takiego jak Bliski Wschód i że wszędzie chrześcijanie są w innej sytuacji (np. w Libanie, Syrii itd. paradoksalnie czują się bezpieczniej ze strony ISIS niż chociażby Kurdów). A o uchodźcach mówił, że są przyzwyczajeni do życia na otwartym powietrzu ("żyją, aby żyć, palić fajkę, posiedzieć, porozmawiać"), a my chcemy ich tłoczyć w blokowiskach, obozach dla uchodźców, wsadzić pod dachy.
Na spotkanie z Adamem Wajrakiem, autorem głośnych ostatnio Wilków, przyszedł jeszcze większy tłum, a w kolejce po autografy ja sama stałam ponad godzinę. Podczas gdy na spotkaniu z Rosiakiem wypłynął temat uchodźców, tutaj pytano głównie o Puszczę Białowieską. Wajrak zapewniał, że Polacy są bardzo przyrodniczy, że ta przyroda zawsze gdzieś się przewija. Przyrodniczy, bo i trochę romantyczni. Na wstępie opowiadał jak przed samym przyjazdem na Targi miał spotkanie z wilkami. Zapytany o spacery z wilkami, przestrzegał, że wilków (w ogóle dzikich zwierząt) nie powinno się tak do końca oswajać. "Nie można sobie tak po prostu chodzić z dzikim zwierzęciem — zawsze jest jakaś smycz, blokada w głowie". Przyznał, że sam boi się żmij i niedźwiedzi polarnych. Wilków też, ale jest zdania, że ludzie z Białowieży i w ogóle z Podlasia wilków się nie boją (dzieci bawią się beztrosko w pobliżu lasu). Mówił też o śmiechu zwierząt, o dialekcie, kulturze ptaków ("sikorki układają swoje piszczenie w gramatyczny przekaz"). Wajrak jest ogromnie przyjemnym, spokojnym człowiekiem i można go słuchać godzinami! Rozbawił mnie tekstem o Nurii, swojej ukochanej, która naukowo zajmuje się badaniem padliny: "gdyby nie było padliny, to by nam się związek rozwalił".
Na koniec został Max Cegielski (pamiętacie Pijanych Bogiem?) ze swoim Wielkim Graczem. Szczerze? Nie miałam pojęcia o czym jest ta jego książka, a gdy okazało się, że to biografia jakiegoś szpiega, trochę się skrzywiłam (nie przepadam za biografiami). Jednak gdy tylko zaczął opowiadać, zwyczajnie przepadłam. Cegielski tak hipnotyzuje, że w takt jego słów mogłabym podążyć choćby za Grąbczewskim. Mówił o zdjęciach w książce, które wykonał Mikołaj Długosz, o Rosji (że gdy o niej mowa, czuje, że gdzieś wraca), o współczesnej Azji (wielkie bloki, puste ulice, ogromne dworce kolejowe, stare pomniki Lenina). Na pytanie o to, czemu ciągnie go na wschód, chociaż są cztery strony świata, po lekkim zawahaniu, odpowiedział przewrotnie: "serce mam po lewej stronie, ciągnie mnie na prawo".
A mnie równie mocno ciągnie do mądrego reportażu, do świata, na Podlasie. I każde takie spotkanie z ludźmi, którzy wyruszają, myślą, chłoną przestrzeń, a potem to opisują, niezwykle mnie porusza. Dlatego głównie za to uwielbiam te białostockie Targi — że stawiają na dobrych autorów, na jakość (a nie ilość) wydawnictw, na pewną kameralność, jaką stwarzają wąskie, ale rozświetlone słonecznym światłem korytarze Opery. Zostawcie ten cały Kraków, Warszawę i wyruszcie za rok na wschód. Prawdziwa magia.
Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa i nie zezwalam na ich kopiowanie,
udostępnianie oraz rozpowszechnianie.
udostępnianie oraz rozpowszechnianie.