albo dmuchnął, i wszystko byłoby w porządku,
może by wystarczyło, gdyby tylko na chwilę zajrzał ci do ucha,
i rozpadłaby się przegroda ciszy, ej, Pavel..."
Ej, Pavel, czy słyszysz śmiech za drewnianą przegrodą? Czy tylko w głowie? Czy te wszystkie kobiety, które podglądasz przez szparę w drzwiach, naprawdę istniały? Czy masz już czternaście lat, skoro mówiłeś, że w wieku trzynastu najpewniej umrzesz, bo to przecież pechowa liczba? Dokąd chciałbyś uciec? Dokąd uciekł Twój ojciec partyzant? Ej, Pavel, czy Ty przypadkiem nie bronisz się tą swoją głuchotą? Przed czym się bronisz? Przed czym odgradzasz się żyjąc wyobraźnią, a za czym gonisz wciskając się wzrokiem pod kobiece kołdry? Za życiem? Ej, Pavel, czy to Ty się śmiejesz, czy z Ciebie się śmieją? A może to drewniany Chrystus śmieje się z drewnianych krzyży, które strugał Twój dziadek, zanim odszedł? Po której stronie przegrody jesteś? Słyszysz głos?
Ładnie napisał Jani Virk o słoweńskiej rzeczywistości półgłuchego chłopca, któremu przyszło żyć w komunistycznych latach 50-tych. Bez nadziei na przyszłość, bez prawdziwego domu, bez dobrego dzieciństwa, w którym Pavel mógłby czuć się przynajmniej normalnie. Ten Pavel, który jest chyba trochę przygłupi, bo nie odpowiada na pytania, nie słucha nauczycielki, wagaruje i włóczy się po mieście jak zbity pies. I wciąż myśli. W jego głowie śmieją się kobiety, wracają do niego przyjaciele, przyjeżdża ojciec, a on sam opuszcza każde nieprzyjazne miejsce, albo przenosi się raz na zawsze za drewnianą przegrodę. A za drewnianą przegrodą śpią robotnice fabryczne, które malują sobie nawzajem paznokcie i śmieją w głos. Pavel przez szparę w przegrodzie widzi cały świat. Ten, którego nie może usłyszeć, też widzi. Stwarza go codziennie w swojej wyobraźni, jaką odgradza się od smutnego dzieciństwa. W młodzieńczość wkracza Pavel równie nieszczęśliwy, choć bardziej otwarty. Więcej wie i więcej słyszy, czyta słowa z ruchu warg. A jednak to głuchota pozwala budować mu jego własne, wygodne wewnętrzne przegrody. Pozwala mu chować się, nie rozumieć, nie angażować tak do końca w życie. Bo jedyne, w co chce się angażować trzynastoletni Pavel to kobiety. Te za drewnianą przegrodą i wszystkie pozostałe. Fascynacja kobiecymi wdziękami, jego niewinne, wciąż dość dziecinne, erotyczne wizje, wydają się wprowadzać do życia chłopca smaki i barwy, których nie było dane mu zasmakować. Śmiech kobiet zza drewnianej przegrody słychać w środku nocy. W środku głowy.
Książka słoweńskiego pisarza, Jani Virka, jest równie smutna, jak i wciągająca. Dobrym posunięciem z jego strony było przyzwolenie, by to Pavel stał się narratorem. Chłopiec często mówi w drugiej osobie, wplata między zwyczajne opowieści własne lęki, głębokie pragnienia i wizje, które sprawiają, że treść pulsuje, ożywa, zaczyna czytelnika w pewien sposób czarować. Chłopiec zmyśla ten swój wpół dźwiękoszczelny świat, a my mu na to pozwalamy. Poza tym trudno go nie polubić, ale i trudno przejść obojętnie obok Śmiechu za drewnianą przegrodą, nawet jeśli nie jest to dzieło wielkie, a jedynie zwykłe maleństwo, które łatwo przegapić. Nie przegapiajcie. Zahaczcie o nie wzrokiem choćby ze względu na jego piękny, wieloznaczny tytuł. I zostańcie w środku.
Ładnie napisał Jani Virk o słoweńskiej rzeczywistości półgłuchego chłopca, któremu przyszło żyć w komunistycznych latach 50-tych. Bez nadziei na przyszłość, bez prawdziwego domu, bez dobrego dzieciństwa, w którym Pavel mógłby czuć się przynajmniej normalnie. Ten Pavel, który jest chyba trochę przygłupi, bo nie odpowiada na pytania, nie słucha nauczycielki, wagaruje i włóczy się po mieście jak zbity pies. I wciąż myśli. W jego głowie śmieją się kobiety, wracają do niego przyjaciele, przyjeżdża ojciec, a on sam opuszcza każde nieprzyjazne miejsce, albo przenosi się raz na zawsze za drewnianą przegrodę. A za drewnianą przegrodą śpią robotnice fabryczne, które malują sobie nawzajem paznokcie i śmieją w głos. Pavel przez szparę w przegrodzie widzi cały świat. Ten, którego nie może usłyszeć, też widzi. Stwarza go codziennie w swojej wyobraźni, jaką odgradza się od smutnego dzieciństwa. W młodzieńczość wkracza Pavel równie nieszczęśliwy, choć bardziej otwarty. Więcej wie i więcej słyszy, czyta słowa z ruchu warg. A jednak to głuchota pozwala budować mu jego własne, wygodne wewnętrzne przegrody. Pozwala mu chować się, nie rozumieć, nie angażować tak do końca w życie. Bo jedyne, w co chce się angażować trzynastoletni Pavel to kobiety. Te za drewnianą przegrodą i wszystkie pozostałe. Fascynacja kobiecymi wdziękami, jego niewinne, wciąż dość dziecinne, erotyczne wizje, wydają się wprowadzać do życia chłopca smaki i barwy, których nie było dane mu zasmakować. Śmiech kobiet zza drewnianej przegrody słychać w środku nocy. W środku głowy.
Książka słoweńskiego pisarza, Jani Virka, jest równie smutna, jak i wciągająca. Dobrym posunięciem z jego strony było przyzwolenie, by to Pavel stał się narratorem. Chłopiec często mówi w drugiej osobie, wplata między zwyczajne opowieści własne lęki, głębokie pragnienia i wizje, które sprawiają, że treść pulsuje, ożywa, zaczyna czytelnika w pewien sposób czarować. Chłopiec zmyśla ten swój wpół dźwiękoszczelny świat, a my mu na to pozwalamy. Poza tym trudno go nie polubić, ale i trudno przejść obojętnie obok Śmiechu za drewnianą przegrodą, nawet jeśli nie jest to dzieło wielkie, a jedynie zwykłe maleństwo, które łatwo przegapić. Nie przegapiajcie. Zahaczcie o nie wzrokiem choćby ze względu na jego piękny, wieloznaczny tytuł. I zostańcie w środku.