— Autobusem, z czasem dorobię się roweru,
a potem to już tylko lotnia."
Jestem przekonana, że miłośnikom Bohumila Hrabala nie trzeba przypominać jego opowiadania "Wieczorna lekcja jazdy". Mi to opowiadanie pewnie po wsze czasy utkwi w głowie — ta jego lekkość, żart, atmosfera czeskich ulic przemierzanych jawą 250-tką. Nic dziwnego, że Paweł Huelle właśnie na tym opowiadaniu oparł swoją książkę Mercedes-Benz. Na jego konstrukcji, rytmie, tonie gawędziarstwa. Utrzymując niemal porównywalny klimat, tak sytuacyjny, jak i literacki, Paweł Huelle jawnie naśladuje styl czeskiego pisarza. Ja sama momentami nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że czytam starego, dobrego Hrabala, którego nie czytałam przecież od lat, a i wtedy niezbyt wiele i niezbyt świadomie. A tutaj wyłonił się taki drugi Hrabal. Takie hrabalowe zmartwychwstanie, które cieszy. Nie mam w ogóle za złe tego autorowi, że tak się tym Hrabalem... zasugerował. Że sobie skorzystał z gotowego, cudownego schematu. To taki przyjemny powrót i nadpisanie treści. Nostalgiczna, wzruszająca, zabawna opowieść. Trochę na bezdechu, bez przystanków, bez zbędnej pompatyczności. Bardzo udana.
Bo jak ładnie można pisać o prostych sprawach. O wspomnieniach. Zupełnie lekko, nawet jeśli te wspomnienia nie zawsze są łatwe. Taka jazda z polotem, bez trzymanki, tyle że już nie jawą 250-tką z instruktorem Forztikiem przez praskie ciemniejące skrzyżowania, a małym fiatem, paląc skręty z panną Ciwle, w majowe polskie wieczory. Nasz bohater, z początku cały roztrzęsiony, próbuje swoje nieudolne i stresujące lekcje jazdy wziąć po "hrabalowemu". Dodać sobie animuszu snując długie historie z przeszłości, które bawią i wzruszają ładną instruktorkę. I tak zagaduje ją o swojej babce Marii, która pewnego razu rozkraczyła się autem na torach kolejowych, o jej przyszłym mężu Karolu i jego przygodach z citroenem, o ich samochodowych wycieczkach i wielu innych rzeczach, które pannę Ciwle niebywale bawią i wciągają. Lekcja jazdy schodzi na drugi plan, ważniejsza staje się opowieść. Zazwyczaj bardzo rodzinna, sentymentalna i... motoryzacyjna. Zaciekawi fanów starych samochodów, ale nie zrazi osób niechętnych czytaniu o motoryzacji. Mnie ciekawiło, bo wciąż pamiętam swoje pierwsze jazdy z takim starszym panem instruktorem, który mógłby przypominać hrabalowego Forztika.
Książka Pawła Huelle utrzymana jest w formie listu, w którym częste przerywniki o treści: "Kochany panie Bohumilu" oznaczają, że pewnie za sekundę autor wprowadzi jakiś akcent hrabalowy. I szczerze mówiąc, ja tych akcentów wypatrywałam. Tak bardzo wypatrywałam, że odkurzyłam sobie ostatnio stos tych uroczych małych wydań Hrabala (z Czułego barbarzyńcy i Świata Literackiego), bo mi Huelle narobił apetytu. Jeśli nie znacie prozy Hrabala, zanim sięgniecie po Mercedes-Benz, zachęcam do poznania "Wieczornej lekcji jazdy" (lub "Wieczornej jazdy") naszego czeskiego autora, bo dopiero wtedy książka Huelle nabierze prawdziwego smaku. Chociaż... wciąż się zastanawiam, czy to bardziej nie posmak, czy jednak smak pełny. Jestem za posmakiem.
Wg mojej skali 4,5/5
Mercedes-Benz. Z listów do Hrabala
Paweł Huelle
Wydawnictwo Znak
Rok wyd. 2003
s. 140
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
82 KSIĄŻKI (14)
82 KSIĄŻKI (14)