nikogo nie ma w Tel Arza, w całej Jerozolimie,
w całym kraju, tylko on, porzucony, i jeszcze szakale,
zagajnik i nadgryziony szkielet tureckiego janczara."
Literatura Amosa Oza ma w sobie ten rodzaj magii, którego do tej pory nie znalazłam w żadnej innej literaturze. Może to dziwna hebrajska magia. Może odnalazłam jakąś osobistą mentalną przestrzeń, którą Oz zamknął w klimacie jerozolimskich bajań. Choć jego bajania są całkiem poważne, bolesne, i tylko ten hebrajski akcent, bijący z tamtego starego świata, nadaje im łagodności i sielankowości, choć w czasach Wzgórza Złej Rady wcale tam tak nie było. To niespokojne lata czterdzieste. Jerozolima. Trzy niesamowicie przenikające się historie (podobnie jak w książce Wśród swoich). Każda osadzona w niepokojach epoki, oczekiwaniu na zmiany, podsycana osobistymi rozterkami bohaterów. Wyobrażenie starej Jerozolimy, stanowiącej tło książki, delikatnie kontrastowało z Jerozolimą, którą widziałam na własne oczy zaledwie tydzień temu. Stare miasto musiało przypominać wyglądem "miasto kamiennych domów, magicznych zaułków i osadników", zatrzymane w książce Amosa Oza. Nietrudno było mi zrozumieć pragnienie rozsadzające dusze bohaterów – chęć walki o powstanie ich własnego państwa. Z takiego nastroju wyłonią się zaraz przed Wami sylwetki kilku mieszkańców starej Jerozolimy. Może jeszcze chłopców. A może już mężczyzn.
Bal majowy na Wzgórzu Złej Rady porwie ze sobą żonę doktora Kipnisa. Ucieknie ona w gorącą palestyńską noc, a potem mały Hillel nie będzie chciał zejść z drzewa. Uri chodzi do Efraima, bo ten bada częstotliwości i fale radiowe, by – jak mówi – "wyodrębnić wiązkę śmierci". Przygotowuje się. W tej opowieści Uri chce dochować sekretów Efraima, mimo że ich nie zna. Ostatnia historia to list. W przededniach dziejowego zwrotu doktor Nassbaum pisze list do ukochanej, choć ona pewnie nigdy go nie przeczyta. W liście pojawia się Uri, który prowadzi swoje małe wojska po mapach Nassbauma i czeka aż ten stworzy bombę torującą drogę do powstania niezależnego państwa hebrajskiego. To historie o ludziach zaangażowanych, niepokornych, pewnych słuszności własnych przekonań; ludziach, nad którymi nocą świecą gwiazdy starej Palestyny. Zwykłych ludziach, którzy na co dzień pracują, odwiedzają sąsiadów i czekają na przełom, chowając się w cieniu kamiennego miasta, na którego dachach powiewa schnąca pościel.
i bada końcem laski, czy jerozolimskie kamienie są prawdziwe.
A może stuka nią w poszukiwaniu pustego miejsca,
starożytnego przejścia w skale, na której stoją nasze domy..."
To również historia o młodzieńczym zapale, ciekawości tego, co dzieje się w otoczeniu, o chłopięcej powadze. Takie cechy posiada Uri, przemykający między dwiema ostatnimi opowieściami. Wszystkie trzy historie składają się zaś na pięknie poetycki wyraz tamtych niepewnych czasów, obraz, z jednej strony – rozedrganej Jerozolimy, z drugiej – Jerozolimy codziennej, prostej, rozjaśnianej słońcem i orzeźwianej jesiennymi deszczami. Przepierzenia z dykty, blaszaki i puste słoiki. Zagracone podwórka. Sąsiedzkie rozmowy przy kawie. Amos Oz jest mistrzem w tworzeniu tak wyraźnych i żywych, a równocześnie tak prostych obrazów. Form pozbawionych zbędnej wzniosłości, ckliwości, zagmatwania. Jeśli ktoś z tego mojego pochwalnego tonu wywnioskował, że Amos Oz tworzy trudną stylistycznie, wymagającą literaturę, to powiem, że (wbrew pozorom) jego opowiadania napisane są językiem bardzo przystępnym i niezwykle płynnym. Nawet jeśli kogoś nie interesują wątki z historii Izraela, teksty te są tak literackie, że można się w nich zatopić zapominając o tematyce głównej. Zatrzymać na ludziach, na atmosferze, metaforach. Muszę przyznać, że pod tym kątem bardziej podobała mi się książka Wśród swoich, ale Wzgórze Złej Rady zachowuje bardzo podobny poziom. Urzeka. Naprawdę urzeka. A kolejne dzieła Oza już czekają.
To również historia o młodzieńczym zapale, ciekawości tego, co dzieje się w otoczeniu, o chłopięcej powadze. Takie cechy posiada Uri, przemykający między dwiema ostatnimi opowieściami. Wszystkie trzy historie składają się zaś na pięknie poetycki wyraz tamtych niepewnych czasów, obraz, z jednej strony – rozedrganej Jerozolimy, z drugiej – Jerozolimy codziennej, prostej, rozjaśnianej słońcem i orzeźwianej jesiennymi deszczami. Przepierzenia z dykty, blaszaki i puste słoiki. Zagracone podwórka. Sąsiedzkie rozmowy przy kawie. Amos Oz jest mistrzem w tworzeniu tak wyraźnych i żywych, a równocześnie tak prostych obrazów. Form pozbawionych zbędnej wzniosłości, ckliwości, zagmatwania. Jeśli ktoś z tego mojego pochwalnego tonu wywnioskował, że Amos Oz tworzy trudną stylistycznie, wymagającą literaturę, to powiem, że (wbrew pozorom) jego opowiadania napisane są językiem bardzo przystępnym i niezwykle płynnym. Nawet jeśli kogoś nie interesują wątki z historii Izraela, teksty te są tak literackie, że można się w nich zatopić zapominając o tematyce głównej. Zatrzymać na ludziach, na atmosferze, metaforach. Muszę przyznać, że pod tym kątem bardziej podobała mi się książka Wśród swoich, ale Wzgórze Złej Rady zachowuje bardzo podobny poziom. Urzeka. Naprawdę urzeka. A kolejne dzieła Oza już czekają.
Wg mojej skali 4,5/5
Amos Oz
Wydawnictwo Cyklady
Rok wyd. 2009
s. 224
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
KLUCZNIK 2015 (coś białego)
104 KSIĄŻKI (33)