jest coś z prawdy..."
Małomiasteczkowa pustka, która na dłużej przyciągnęła Szackiego do Sandomierza, teraz go co najwyżej drażni. Tu nic się nie dzieje. Knajpy zamykają jeszcze przed nocą, wszędzie same kościoły, dwa sklepy na krzyż, rynek, kamienice i żadnego porządnego zabójstwa. Nic. Dla pana prokuratora, który do tej pory mieszkał w stolicy, taki Sandomierz — z początku oaza ciszy i spokoju (do tego malownicza), przerodził się w oazę co najwyżej nudy. Szacki po zamknięciu sprawy zabójstwa Telaka i bezsensownym romansie z dziennikarką, został — delikatnie mówiąc — sam. Rozstał się z Weroniką, utracił zaufanie Helci i mieszka teraz w mieście tak odmiennym od tej jego Warszawy, pracuje z ludźmi tak odmiennymi od Olega Kuzniecowa i sypia z tak... No, ale do rzeczy. W to nowe, sandomierskie życie (bynajmniej nie sielankowe — przecież to Szacki!) wciska się dźwięk telefonu. A dźwięk prokuratorskiego telefonu, nawet w tak niepozornym mieście jak Sandomierz, czasem może zwiastować też tylko jedno. Śmierć. Pod murami synagogi znaleziono ciało kobiety. Kilka metrów od niej leży rzeźnicki nóż do uboju rytualnego. Na przerażającym obrazie de Prevota ktoś zostawił tajemniczy hebrajski napis. I tak zaczyna się kolejny kryminał Zygmunta Miłoszewskiego; kryminał podszyty historią i miejskimi legendami. Druga część trylogii o Teodorze Szackim. A także mój drugi przesłuchany (wspaniały!) audiobook.
Do audiobooków przekonało mnie Uwikłanie czytane przez Roberta Jarocińskiego. Do kolejnej próby nie trzeba było mnie nawet namawiać, a efekt jest niemal identyczny. Przede wszystkim — lektor wymiata! (nie lubię tego słowa, ale tu naprawdę pasuje). To on dodaje książkom Miłoszewskiego odpowiedniej pikanterii i zadziorności. Chociaż — bez udanego stylu, nie byłoby i zachwytu treścią. Miłoszewski stworzył kolejny niemal doskonały kryminał. Fabuła zaskakuje, porywa i momentami przygniata. Do tego jeszcze ten Szacki! (zauważyliście, że w starciu z moimi ulubionymi autorami, paleta epitetów kurczy mi się do minimum, składnia pada; a gdybym tylko mogła, zaczęłabym się nawet jąkać) W Ziarnie prawdy Szacki jest nadal sarkastyczny, nadal niezadowolony z życia, a jednak dostrzegłam u niego pewną drobną przemianę. Jest trochę łagodniejszy i uroczo nieporadny. Więcej w nim pokory i lekkości, choć gryzie go samotność, przytłacza obcość nowego miejsca i dziwi małomiasteczkowa reguła, że "wszyscy wszystko o sobie wiedzą". Czy Szacki rzeczywiście się zmienił? Oj, chyba nie. I w tym tkwi jego bezczelny urok. Dlatego przede wszystkim to jego postać utrzymała moją uwagę na Ziarnie prawdy. Bowiem tło książki już tak mnie nie urzekło. Nie przepadam za tematami Żydów, antysemityzmu, więc dla mnie Ziarno prawdy nie powtórzyło poziomu Uwikłania. Tam interesowało mnie dosłownie wszystko (szczególnie terapia ustawień Hellingera), tu stosunkowo niewiele. Oczywiście pomysłowość Miłoszewskiego zrobiła swoje i historia bezwzględnie mnie wciągnęła, a jednak posmak znudzenia tematem gdzieś tam pozostał.
Nie mogę jednak zaprzeczyć, że Miłoszewski pisze rewelacyjnie! (mówiłam coś o niedoborze określeń?) I jestem już zupełnie przekonana, że polski kryminał uplasował sobie bardzo wysokie miejsce na podium polskiej sceny literackiej. Ziarno prawdy to misternie utkana historia, choć początkującym czytelnikom Miłoszewskiego na pierwszy ogień polecałabym jednak Uwikłanie. A jeszcze bardziej polecę to wszystko w wersji audio, głosem Jarocińskiego mistrzowsko odegrane. Teraz czeka na mnie Gniew. Kusi, by wybrać audiobook, ale może chociaż raz doświadczę stylu Miłoszewskiego w wersji tradycyjnej? Tylko co z ciarkami, które przechodzą mnie za każdym razem, gdy Jarociński akcentuje: "Teodor Szacki..."? ;)
Wg mojej skali: 4/5
Ziarno prawdy
Zygmunt Miłoszewski
audiobook
Wydawca: Monodia Studio
czyta Robert Jarociński
długość: 13 godz. 20 min.
Książka wysłuchana w ramach wyzwań:
104 KSIĄŻKI (16)