Gulasz z turula
Krzysztof Varga
Wydawnictwo Czarne
Rok wyd. 2008
s. 196
"Musiało upłynąć trochę czasu, żebym (...) pojął wreszcie, że ten świat to nie tylko leczo, faszerowana papryka i zapiekanka kartoflana, ale także frustracja, kompleksy, nieuleczalna bolesna, pokręcona pamięć"
Węgry Krzysztofa Vargi to kraj samobójców, melancholików i ciężkiego jedzenia. Mitycznych ptaków turuli, których kamienne oczy spoglądają na nas z budynków. Kraj nizinny, otoczony cudzymi górami, bez dostępu do morza, stłamszony w swojej własnej historii, w swoim tragicznym losie, który nikogo nie interesuje poza nim samym. "Z Węgier nie można uciec", zapewnia autor. I wcale nie ucieka. Uwielbia ich tłustą, pikantną kuchnię, stare restauracje i stare sklepy - ostatnie bastiony dawnego świata; ich tramwaje, demonstracje i smutek. Choć pisze raczej o nieszczęściu, nie przytłacza nim odbiorcy. Po prostu odczuwa, oddaje się własnym nostalgicznym wspomnieniom, przywołuje historię, sceny z węgierskich filmów, stare piosenki, cały czas trzymając się prostej węgierskiej codzienności. Codzienności wypełnionej porą obiadową i wrodzoną depresją, której to depresji ja jednak tutaj nie widzę.
Widzę za to kraj pełen pasji i naturalności. Pasji, która objawia się w muzyce, filmie, w kulturze i paradoksalnym poczuciu wyjątkowości. Bohaterowie węgierskich filmów i książek marzą o Portugalii, do której nigdy nie docierają. Węgrzy, którym odebrano Karpaty, mają wciąż swoje jezioro - Balaton. Muzyka powodująca masowe samobójstwa, a równocześnie ten kulinarny nadmiar, ta potrzeba sytości, którą zapełniają pustkę. To wszystko mogłoby być przygnębiające, a jednak to przygnębienie nie osiada na duszy. Zdaje się być "na swoim miejscu".
Cała książka Vargi przesycona jest węgierską kuchnią. Főzelék, retese z kasztanowym nadzieniem, zupa fasolowa, kiełbasa lub kaszanka (hurka) jedzona na stojąco w sklepie mięsnym lub hali targowej. A potem obowiązkowo kieliszek pálinki. Jedzenie na Węgrzech jest "straceńcze". Wielkie porcje, pikantne przyprawy.
"Smutek Węgrów bierze się w wielkiej mierze z kuchni. Należałoby przeprowadzić fundamentalne badania dietetyczno-psychologiczne na temat wpływu węgierskiego odżywiania na narodowe i egzystencjalne nastroje."
Gdy to po obfitym posiłku nadchodzi melancholia i zniechęcenie. "Jestem najedzony i nieszczęliwy", pisze autor. Ale to swoiste poczucie nieszczęścia jest dla Węgrów czymś normalnym. Tak jak i tęsknota za dawnymi, lepszymi czasami, choć nikt nie umie orzec, czemu były lepsze. Oto i z kulinarnych klimatów autor przechodzi do kultury, historii, w końcu i do polityki. Na szczęście te ostatnie nie wysuwają się w książce na pierwszy plan, są umiejętnie wplatane i stąd mnie osobiście ani trochę nie znużyły.
Turul - orzeł wymyślony. Skrzyżowanie orła z gęsią. Turul ma swoją ulicę (Turul utca), pomniki, jego wizerunki widnieją na t-shirtach. A przecież nie istnieje. Tak, podoba mi się tytuł książki Krzysztofa Vargi. Jest doskonałym odwzorowaniem węgierskiego myślenia. Ba, cała książka zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Zresztą, nie spodziewałam się zawieść na tytule z serii Sulina wydawnictwa Czarnego, choć niektóre odbierałam znacznie gorzej. Gulasz z turula okazał się zupełnie w moim guście. Przy tym smaczny i wystarczająco sycący ;)
Wg mojej skali 9/10.
Wg mojej skali 9/10.
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
52 KSIĄŻKI (8)