a miejsce — staroświecko"
Wspominałam Wam kiedyś (przy okazji książki Dokąd iść? Mapy mówią do nas), że jestem wielką miłośniczką map. Tych tradycyjnych, papierowych, rozkładanych na kolanach lub w powietrzu. I choć nie oznacza to, że doskonale orientuję się w tej mapowej plątaninie, to jednak lubię jej klimat, a z map korzystam, gdy tylko mogę. Tak, mam problem ze swobodnym, bezstresowym błądzeniem. Błądzić pozwalam sobie jedynie w teorii, albo poruszając się po w miarę pewnym terenie. Dlatego pojęcie "poza mapą" nieco mnie tremuje, ale bardziej jednak przyciąga. Ale i trochę mami, bo Alastair Bonnett w swojej książce (przypominającej raczej traktat geograficzny, niż fascynującą opowieść o niezbadanych obszarach, na co chyba cicho liczyłam) wspomina o miejscach często nieistniejących, albo istniejących przez chwilę, pojawiających się i znikających jak fatamorgany. O miejscach, o których nikt nie wie, albo o których nikt już nie pamięta. Często abstrakcyjnych, wyrzuconych poza margines, niepewnych i niekoniecznie bezpiecznych. Bonnett pędzi w głąb krajobrazu, a nas bierze ze sobą. Trochę się gubimy, bo miejsc jest dużo i autor żadnemu nie poświęca większej uwagi. A chciałoby się więcej. I więcej. A nie tak "po łebkach".
Poza mapą. Utracone przestrzenie, niewidzialne miasta, zapomniane wyspy, dzikie miejsca. 47 lokalizacji. Wymarłe miasta, miejsca-widma, kartograficzne pomyłki, plamy, nieukończone przestrzenie. Publikacja Bonnetta pęka od rozmaitych przykładów, a każdy nowy zdaje się być bardziej zaskakujący od poprzedniego. Niektóre były mi znane — na przykład Prypeć (wymarłe miasto po katastrofie w elektrowni jądrowej), czy Leningrad (wcześniej Petersburg). O reszcie nie miałam pojęcia. Nie słyszałam o wyspie Sandy, która nie istniała, ale widniała na mapach. Ani o wyspie New Moore, która wyłoniła się nagle i po kilku latach zaczęła znikać, zanim jeszcze ustalono jej przynależność. A dalej... Podziemne aglomeracje, miasta zamknięte przed światem, jak Żeleznogorsk. Ogromne cmentarne miasta z pełną infrastrukturą, gdzie ludzie żyją w grobowcach obok zmarłych. Wyizolowane plemiona, ziemie pomiędzy granicami (jak ta między Senegalem i Gwineą; jej obszar to 27 km!). A może Birławil — miejsce o tak złej opinii, że nikt go nie chce. Burzone i na nowo odbudowane beduińskie wioski, trójkąty na jezdni wyłączone z ruchu ("coś zostało ucięte"). "Krajobrazoluki". Skażone ziemie, tajne więzienia, miejsca z zakazami wstępu, enklawy. Platforma, która stała się odrębnym Królestwem Sealand. Miejsca niedokończone, albo ulotne, jak obozy uchodźców, czy festiwale.
Ilość tych miejsc w Poza mapą jest spora, a autor dość interesująco je pogrupował. Wszystko od początku do końca zostało solidnie dopracowane, wyselekcjonowane i w rezultacie nie pozostawiło miejsca na przyjemny chaos właściwy takim podróżniczym publikacjom. Ja, poza brakiem wyraźnego polotu i większej twórczej ekspresji, odczuwałam spory informacyjny niedosyt. Bonnett postawił na naukowy charakter swojej książki (zaznaczę, że to wydanie z PWN), na określeniu funkcji i znaczenia miejsca jako miejsca, i może dlatego zabrakło mi jakiegoś takiego osobistego, analitycznego spojrzenia, jakiejś relacji autora z tymi miejscami (była dość nikła). O niektórych z nich równie dobrze mogłabym przeczytać w Wikipedii, zatem tu zasługą Bonnetta wydaje się być tylko samo ich wskazanie i znalezienie o nich informacji. Ale z drugiej strony minimalizm opisów sprawia, że czytelnik się nie nudzi, nie musi długo skupiać się nad miejscem, które go nie zainteresowało, bo zaraz pojawia się nowe. Poza mapą jest nie tylko świetną pozycją na wakacje. Powinno również spodobać się fanom geografii i amatorom turystyki ekstremalnej (przy prawie każdym rozdziale znalazły się dane GPS). Może nawet zainspirować!
Poza mapą. Utracone przestrzenie, niewidzialne miasta, zapomniane wyspy, dzikie miejsca. 47 lokalizacji. Wymarłe miasta, miejsca-widma, kartograficzne pomyłki, plamy, nieukończone przestrzenie. Publikacja Bonnetta pęka od rozmaitych przykładów, a każdy nowy zdaje się być bardziej zaskakujący od poprzedniego. Niektóre były mi znane — na przykład Prypeć (wymarłe miasto po katastrofie w elektrowni jądrowej), czy Leningrad (wcześniej Petersburg). O reszcie nie miałam pojęcia. Nie słyszałam o wyspie Sandy, która nie istniała, ale widniała na mapach. Ani o wyspie New Moore, która wyłoniła się nagle i po kilku latach zaczęła znikać, zanim jeszcze ustalono jej przynależność. A dalej... Podziemne aglomeracje, miasta zamknięte przed światem, jak Żeleznogorsk. Ogromne cmentarne miasta z pełną infrastrukturą, gdzie ludzie żyją w grobowcach obok zmarłych. Wyizolowane plemiona, ziemie pomiędzy granicami (jak ta między Senegalem i Gwineą; jej obszar to 27 km!). A może Birławil — miejsce o tak złej opinii, że nikt go nie chce. Burzone i na nowo odbudowane beduińskie wioski, trójkąty na jezdni wyłączone z ruchu ("coś zostało ucięte"). "Krajobrazoluki". Skażone ziemie, tajne więzienia, miejsca z zakazami wstępu, enklawy. Platforma, która stała się odrębnym Królestwem Sealand. Miejsca niedokończone, albo ulotne, jak obozy uchodźców, czy festiwale.
Ilość tych miejsc w Poza mapą jest spora, a autor dość interesująco je pogrupował. Wszystko od początku do końca zostało solidnie dopracowane, wyselekcjonowane i w rezultacie nie pozostawiło miejsca na przyjemny chaos właściwy takim podróżniczym publikacjom. Ja, poza brakiem wyraźnego polotu i większej twórczej ekspresji, odczuwałam spory informacyjny niedosyt. Bonnett postawił na naukowy charakter swojej książki (zaznaczę, że to wydanie z PWN), na określeniu funkcji i znaczenia miejsca jako miejsca, i może dlatego zabrakło mi jakiegoś takiego osobistego, analitycznego spojrzenia, jakiejś relacji autora z tymi miejscami (była dość nikła). O niektórych z nich równie dobrze mogłabym przeczytać w Wikipedii, zatem tu zasługą Bonnetta wydaje się być tylko samo ich wskazanie i znalezienie o nich informacji. Ale z drugiej strony minimalizm opisów sprawia, że czytelnik się nie nudzi, nie musi długo skupiać się nad miejscem, które go nie zainteresowało, bo zaraz pojawia się nowe. Poza mapą jest nie tylko świetną pozycją na wakacje. Powinno również spodobać się fanom geografii i amatorom turystyki ekstremalnej (przy prawie każdym rozdziale znalazły się dane GPS). Może nawet zainspirować!