Zanim trafiłam do małej sali, w której Michał Książek zabierał się do wyświetlania swoich zdjęć z Jakucji, kupiłam kilka książek z Tako, ostatnią z nakładu Gęś, śmierć i tulipana, kilkukrotnie wytrzeszczyłam oczy słuchając intymnej rozmowy państwa Jagielskich i nawet przyjemnie postałam w kolejce po autograf Mastertona. O Hugo-Baderze nie wspomnę, bo nadal wali mi serce na wspomnienie zapowiadanego Długiego filmu o miłości. Przez myśl mi wtedy nie przeszło, że pojadę do Białegostoku na III Międzynarodowe Targi Książki (bardzo kameralne; co to jest 60 wydawnictw!), żeby utwierdzić się w przekonaniu, że polski reportaż stoi na tak wysokim poziomie.
A do Krakowa na 19. Międzynarodowe Targi Książki pojadę, żeby co?
Tego właśnie próbuję się dowiedzieć. Przeanalizowałam program Targów wzdłuż i wszerz. Może nawet niedługo będę znać go na pamięć. Uznałam, że ponad 500 kilometrów w jedną stronę to przecież nic i że lubię jeździć pociągami. Poza tym ja nigdy w życiu nie byłam w Krakowie! Decyzja, że pojadę w tym roku na krakowskie Targi została podjęta dawno temu i miało być tak, że cokolwiek się stanie, ja na te Targi pojadę i już.
No i pojadę. Tylko po co? Obserwowałam dokładnie jak na facebookowej stronie Targów wyłaniali się kolejno zapowiadani autorzy. Tłumaczyłam sobie, że przecież na TAKICH Targach zawsze znajdą się autorzy, po których autografy z przyjemnością się nastoję, i których posłucham (to chętniej). Tłumaczyłam sobie, że nawet na takich malutkich białostockich Targach było ich aż tylu, a tu przecież mamy Kraków... Dlatego pewnie zdziwi Was moje rozczarowanie. Bo czemu miałabym być rozczarowana, skoro na Targach pojawi się Andrzej Stasiuk, Krzysztof Varga, Marcin Świetlicki? Kogo ja się spodziewałam? Joanny Bator? Filipa Springera? A może Jurija Andruchowycza? Dwugodzinnych spotkań z autorami, tak jak w Białymstoku? Warto pogodzić się z tym, że większość wydarzeń, które odbędą się na krakowskich Targach zwyczajnie mnie nie interesuje, a cały profil Targów jest ukierunkowany na literackie zaspokojenie ogółu, więc taki miszmasz to zapewne norma.
Ale żeby wszystko nie brzmiało tak złowieszczo, jak w tytule tego wpisu, wygrzebałam sobie swoje małe perełki w tym wielkim chaosie. Co to będzie, nie powiem. Wrócę i opiszę. Ale Wy możecie mi zdradzić, na co wybieracie się w tym roku (a na co nie) ;)