buty, pięty, las, wiejska droga i wół,
który leżał pod płotem w szlamie."
Chciałam zacząć inaczej, bo należy się Andrzejowi Muszyńskiemu, aby zacząć od jego monsunów, tanaki i betelu. Fali szmaragdowej rewolucji, maudamu i astrologów, od których zależy polityczny los Birmy. Chciałam pisać o tym, jak Muszyński wychodził nocami na ulice, aby oglądać Rangun. Pewnie wtedy czuł Birmę o wiele bardziej, niż gdy zatapiał się w jej historii za dnia, z szeroko otwartymi oczami i jasnym umysłem. Dlaczego piszę: chciałam? Przecież właśnie to robię. Zaczynam od tego, jak pięknie odczuty może być ten azjatycki, odizolowany kraj. Mi zupełnie obcy. Podejrzewam, że dla wielu obcy i równie niezrozumiały. Może to straszne, ale w reportażach takich, jak Cyklon, nie szukam nigdy całej prawdy. Ponad prawdę przedkładam czucie. Ponad czucie przedkładam osobisty, syntetyczny odbiór i umiejętność literackiego przekazu autora. Gdybym lubiła doszukiwać się bezbłędnej prawdy (rzetelności, nieomylności, dokładności), czytałabym przynajmniej porządne książki historyczne (czego nie znoszę i nie robię). A piszę o tym, bo dzień wcześniej, gdy zamierzałam już pisać o Cyklonie, dowiedziałam się, że nie przekazuje on całej prawdy. Pewien naukowiec i znawca Birmy pokusił się o dokładne przestudiowanie faktów wypisanych w książce Muszyńskiego i wytknięcie mu błędów. Łatwo znaleźć w sieci dyskusję tych panów, ale ja ani nie odsyłam, ani nie odradzam. Niektórzy po prostu zapominają, że reportaż to odrębny gatunek literacki, który nie tylko podlega pewnym regułom, ale przede wszystkim dysponuje prawem do wolności słowa i obierania krótkowzrocznego (autorskiego) stanowiska. Czy zdając sobie sprawę, że autor Cyklonu popełnił kilka błędów opisując historię Birmy; że przykładowo, konflikt nazwał "wojną" – zmieniłam zdanie o jego książce?
Absolutnie nie. Jest prawda historyczna i jest prawda reporterska. Taka prawda, którą szepcze Ci przerażony Birmańczyk prosto w ucho. I taki jest Cyklon. Wyszeptany. Wykrzyczany. Muszyński zbiera te krzyki i szepty w różnych częściach świata. Emigranci, uciekinierzy, młodzi, którzy opuszczali "cywilizację słońca i złotej rdzy", aby z innych części globu działać nadal dla swojego kraju. Ci, którzy zostali mają twarze pomalowane tanaką, żują betel i rozmawiają z sąsiadami o pogodzie, bo o wszystkim innym po prostu się boją. Mówi się o Birmie, że to państwo mnichów, system podatkowy długo oparty był na przymusie religijnym, a żyje tutaj ponad sto mniejszości etnicznych. Są tacy, którzy polowali na jaszczurki i małpy, są cyganie morscy. Wa byli łowcami głów, Czinowie mieli wytatuowane twarze – tak można było ich poznać. A teraz cisza. W Cyklonie można usłyszeć stopy mnichów drepczące po ulicach Birmy. O tym wolę pisać i o tym tutaj stanowczo było mi za mało.
Muszyński dał głos Birmańczykom i w kontekście ich nerwowych relacji, stworzył przekrój przez wiele lat, w których Birma zmagała się z różnymi wojskowymi, politycznymi i religijnymi problemami. Z maudamem – inwazją szczurów. Ze szmaragdową rewolucją, gdy na ulice wylały się tysiące buddyjskich mnichów. Opowiada o czasach, w których nie istniały kantory ani bankomaty, choć na całym świecie było ich zatrzęsienie. Gdy Birma zbroiła się wzorem Korei Północnej i szemrano, że buduje bombę atomową. Gdy doskwierały jej monsuny i gdy uderzył cyklon Nargis. Ja wyłapywałam te miejsca pomiędzy. Pomiędzy datami, nazwiskami, nazwami miast i systemami politycznymi. Było ich za mało i ubolewam, że Muszyński poszedł w stronę historycznego kronikarstwa, zamiast dziennikarskiej relacji (warto tu też zaznaczyć, że książka jest zbiorem publikowanych już wcześniej tekstów). Brakowało mi "tu i teraz". Brakowało obyczajowości i zwykłych birmańskich dni. Były, ale za mało. A jednak to pierwsza książka o Birmie, jaką miałam okazję czytać, a płynny, bardzo literacki język autora (i mimo wszystko – kompetencja) wyniosły Cyklon na poziom wystarczająco wysoki, by spełnił moje oczekiwania. Od siebie polecę.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu:
Wg mojej skali 4/5
Cyklon
Andrzej Muszyński
Wydawnictwo Czarne
Rok wyd. 2015
s. 336
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
104 KSIĄŻKI (45)