Dawno nie chwaliłam się żadnymi książkowymi zdobyczami. Z początkiem lata nie było ich wiele, bo jeśli chce się aktywnie spędzić dwa urlopy, trzeba liczyć się z dodatkowymi wydatkami. Moje przybrały wymiary monstrualne (w odróżnieniu od wypłaty). Ucierpiał na tym mój książkoholizm (ekhm, to znaczy uleczył się nieco). Posunęłam się nawet do drastycznego rozwiązania - bardzo świadomie ograniczyłam u siebie miejsce na książki. Działało jakiś miesiąc. Teraz mam stosik nowych, świeżutkich, pachnących wydań, których... nie mam gdzie umościć. Trzeba było walczyć z nałogiem? Trzeba? Stosik dość skromny (przyznajcie), a ja z pokorą szykuję się do ponownego przemeblowania. Wniosek z tego jest oczywisty ;)
A teraz cieszcie oczy :) Czytaliście już coś z moich nowych nabytków?