Zawsze mam problem z wyborem urlopowych lektur, a potem i tak brakuje czasu na czytanie. Zwykle padało na Stasiuka. Teraz (tego podróżniczego) Stasiuka mam już za sobą i nie macie pojęcia, jak trudno było mi coś wymyślić. Pomijając (rzecz jasna) literaturę obyczajową, kobiecą oraz wszelkie tego i innego typu czytadła, które aż proszą się (szczególnie w lato) na zwrócenie na nie uwagi, musiałam wybrać coś zarówno przyjemnego, jak i ambitnego. Po raz pierwszy straciłam bezpieczny grunt (bo pewnie sami wiecie jak to jest zabrać na drugi koniec świata książki, które mogą nie podpasować) i szukałam raczej intuicyjnie.
Pająki pana Roberta Roberta Pucka wybrałam z dwóch powodów. Paradoksalnie, chętnie czytuję latem literaturę nieco trudniejszą, wymagającą, zabarwioną filozoficznie, a Pająki tak się właśnie (wbrew pozorom) zapowiadają. Poza tym biorę udział w konkursie Czarnego (Wielka Czarna Mapa). Pająki wydało Czarne, więc złożyło się doskonale.
Czarny dom Petera Maya to zaskoczenie nawet dla mnie. Do tej pory nie brałam na drogę kryminałów, bo to teren grząski, można wkopać się w coś paskudnego, a jak już kryminał nieudany (niewciągający, nudny, toporny), to nic się z niego nie wyciągnie. Ja ostatnio na kryminały ochotę mam ogromną i postanawiam zaryzykować.
Widzimy się tu za tydzień :) Wtedy też Was poodwiedzam i nadrobię zaległości recenzyjne.
A Wy możecie mi napisać jakie książki zazwyczaj pakujecie do swoich bagaży, jakie spakujecie w tym roku lub co pojechało już z Wami w podróż. Może zasugeruję się Waszymi wyborami następnym razem ;)