Tym razem w wydawnictwie Hokus-Pokus pojawił się autor niderlandzki. Bardzo specyficzne, kontrastowe obrazki, minimum treści. Wouter von Reek
(tekst i rysunek) stworzył książeczkę dla dzieci, którą polecam również
dorosłym. Całe wydanie jest naprawdę nietypowe i choć momentami
niekoniecznie tak przyjemne dla oka, jak poprzednie picturebooki, które
Wam proponowałam, to jego przekaz jest naprawdę ważny. Pomyślałam o
recenzji tej książeczki właśnie przez wzgląd na pogodę. U mnie na
północy wiosenną aurę nieustannie przecinają rwące deszcze. Ja deszcz
uwielbiam, ale ten z książeczki van Reeka chyba nie należy do
najprzyjemniejszych...
Za oknem okrutnie pada, a w domu Pelerynka skończyło się drewno na opał. Wygląda na to, że będzie musiał jednak wyjść w taką pogodę, choć zupełnie nie ma na to ochoty. A może tym razem wyręczy się swoim małym pieskiem, Lupusiem? Nie szkodzi, że Lupuś jest rzeczywiście malutki i nie uniesie tego drewna zbyt wiele. Pelerynek wstawi tymczasem wodę na herbatę i na niego poczeka. Jednak Lupuś długo nie wraca i zmartwiony Pelerynek zdaje sobie sprawę, jak wielki popełnił błąd wysyłając małego pieska do lasu w taki deszcz. Zbiera najważniejsze rzeczy, które mogą się przydać, gdy już odnajdzie Lupusia (koc, linię, bandaż, prowiant, drabinę) i wyrusza w ciemny las na poszukiwania...Łatwo z tej krótkiej historii odczytać odpowiedni morał. Mnie jednak szczególnie urzekł moment znalezienia Lupusia i zachowanie Pelerynka, który za nic w świecie nie chciał pokazać małemu pieskowi, że w niego nie wierzył. I że gałąź, którą znalazł jest bardzo malutka. Oczywiście, że się przyda. Może nią rozpalić w piecu w środku ciemnego lasu. Przecież mieli napić się herbaty.