"Co chwilę będę spoglądał za siebie, by sprawdzić,
czy nie nadjeżdża jakiś samochód"
czy nie nadjeżdża jakiś samochód"
Może to po pierwszym udanym spotkaniu z autorem, przy okazji lektury Zapisane w kościach, może po Chemii śmierci,
wytworzyłam sobie w głowie obraz Becketta jako pisarza wyśmienitego.
Pasowały mi u niego zarówno styl, wiedza, szczegółowe opisy, same
miejsca wydarzeń, jak i potęgowanie napięcia oraz końcowe zaskoczenie.
Nie zawahałam się ani przez chwilę, gdy chwytałam po Rany kamieni.
Opis na okładce kusił, obiecywał "słońce, pola, pszeniczne łany,
strumyk, zagajnik... Wszystko zastygłe w bezruchu" i rzeczywiście było
słońce i pola. Był mężczyzna chowający się w wysokich trawach.
Początkowy efekt zachęcił umysł do podążania za mężczyzną. Ślad, w ślad.
Narracja
w książce jest niezastąpiona. Urywane zdania, szybki oddech, bohater
opisuje wydarzenia w czasie teraźniejszym i może dlatego zdają się być
bardziej wiarygodne. Nie znajdziemy tu głębszych rozmyślań ani analiz
zachowań czy sytuacji. Jest skąpy opis i czysta akcja. A strach buduje
Beckett naprawdę mistrzowsko.
Nic nie wiemy o uciekającym mężczyźnie. Nie wiemy, czy jest ofiarą, czy mordercą — że nie wiemy, zapowiada już okładka. Wiemy, że zaciera za sobą ślady. Wiemy, że coś wydarzyło się w Londynie, mieście, z którego uciekł. Dlatego jest we Francji. Dlatego trafił na odosobnioną francuską farmę. Gdyby nie wypadek, któremu uległ w lesie, pewnie uciekałby dalej, tymczasem leży w stodole jak więzień, zniewolony bólem i bolesnymi wspomnieniami. Przyniosły go tu kobiety mieszkające na farmie - 18-letnia Gretchen i jej starsza siostra Mathilde. Ich ojciec Arnaud nie jest zadowolony z pobytu gościa, ale potrzebuje do pracy kogoś, komu nie będzie musiał dużo płacić. Kogoś, kto — podobnie jak oni, chowa się przed światem. Arnaud coś ukrywa. Wszyscy coś ukrywają, a atmosfera panująca na farmie nie należy do rodzinnej i przyjaznej.
Jak to u Becketta — symboliczny tytuł książki (udane ma te tytuły), tajemniczość i nieprzewidywalne zakończenie. Mnie jednak Rany kamieni okropnie drażniły. Bohaterki nie przypadły mi do gustu, nie ciekawiła sama farma, spodziewałam się tam raczej wynaturzeń niż wielkich tajemnic. Końcówka nieco rekompensuje rozczarowanie, ale nie na tyle, by zatrzeć mój wcześniejszy niesmak. Polecam osobom, które Becketta uwielbiają (to może mu te Rany kamieni jakoś wybaczą). Nie proponuję wybierać Ran jako pierwszej pozycji autora.
Nic nie wiemy o uciekającym mężczyźnie. Nie wiemy, czy jest ofiarą, czy mordercą — że nie wiemy, zapowiada już okładka. Wiemy, że zaciera za sobą ślady. Wiemy, że coś wydarzyło się w Londynie, mieście, z którego uciekł. Dlatego jest we Francji. Dlatego trafił na odosobnioną francuską farmę. Gdyby nie wypadek, któremu uległ w lesie, pewnie uciekałby dalej, tymczasem leży w stodole jak więzień, zniewolony bólem i bolesnymi wspomnieniami. Przyniosły go tu kobiety mieszkające na farmie - 18-letnia Gretchen i jej starsza siostra Mathilde. Ich ojciec Arnaud nie jest zadowolony z pobytu gościa, ale potrzebuje do pracy kogoś, komu nie będzie musiał dużo płacić. Kogoś, kto — podobnie jak oni, chowa się przed światem. Arnaud coś ukrywa. Wszyscy coś ukrywają, a atmosfera panująca na farmie nie należy do rodzinnej i przyjaznej.
Jak to u Becketta — symboliczny tytuł książki (udane ma te tytuły), tajemniczość i nieprzewidywalne zakończenie. Mnie jednak Rany kamieni okropnie drażniły. Bohaterki nie przypadły mi do gustu, nie ciekawiła sama farma, spodziewałam się tam raczej wynaturzeń niż wielkich tajemnic. Końcówka nieco rekompensuje rozczarowanie, ale nie na tyle, by zatrzeć mój wcześniejszy niesmak. Polecam osobom, które Becketta uwielbiają (to może mu te Rany kamieni jakoś wybaczą). Nie proponuję wybierać Ran jako pierwszej pozycji autora.
Wg mojej skali 2,5/5
Rany kamieni
Simon Beckett
Wydawnictwo AmberRok wyd. 2013
s. 334
Baza recenzji Syndykatu ZwB