Blask fantastyczny
Terry Pratchett
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Rok wyd. 2005
s. 236
"Wyjaśnienia wywołują na ogół więcej kłopotów niż pożytku. Na przykład: podobno kiedyś na przyjęciu ktoś zapytał słynnego filozofa Ly Tin Weedle'a: 'Po co przyszedłeś?', i odpowiedź zajęła mu trzy lata"
Pratchett zaskoczył mnie niedawno Kolorem magii [recenzja]. Blask fantastyczny to druga książka ze Świata Dysku i zdaniem wielu trochę lepsza. Rzeczywiście, Pratchett nie spuszcza z tonu, tryskając nowymi pomysłami i dowcipem. Miałam dużą przyjemność czytania Blasku, choć w pewnym momencie oczekiwałam już chyba czegoś więcej. I nic dziwnego. Lektura jest przyjemna i lekka, i pewnie kilka lat temu zgłębianie twórczości Pratchetta zdominowałoby mi wiele wieczorów (gdybym przekonała się do niego wcześniej), ale teraz, na dłuższą metę czuję się na niego... za stara. Inaczej - mam zbyt mało czasu, zbyt duże wymagania. Najchętniej połączyłabym Blask z Kolorem i tak zakończyła udaną przygodę z Pratchettem. No, ale o Blasku słów parę powinnam napisać...
W Kolorze towarzyszyliśmy niedoszłemu magowi Rincewindowi oraz Dwukwiatowi, turyście zwiedzającemu Dysk (świat wsparty na dwóch słoniach i żółwiu) i tutaj również podążamy ich śladem. Co prawda mieli zginąć. Wylecieli bowiem za krawędź Dysku; ale przecież nie takie rzeczy przytrafiały się już Rincewindowi. Teraz, nieobeznany zbytnio w sytuacji, żeby nie powiedzieć - nieświadomy jej zupełnie, musi uciekać. Dawno temu bowiem w jego umyśle zagnieździło się jedno z Ośmiu Wielkich Zaklęć z księgi Octavo i teraz okazuje się jej niebywale potrzebne. Do Dysku zbliża się bowiem jakaś czerwona kula. Koniec świata, czy coś w tym stylu. I to właśnie Rincewind ma uratować Dysk, mimo że nie ma na to najmniejszej ochoty. Za to czuje chęć powrotu do starego dobrego miasta Ankh-Morpork.
Na drogach Dysku znów spotykamy chodzący Bagaż, Śmierć we własnej osobie, a także poznajemy bliżej wielkiego, acz starszego już wojownika Cohena Barbarzyńcę. Wszystko utrzymane w znajomej, luźnej atmosferze (choć przecież bardzo nerwowej) i przepełnione pratchettowym humorem. Niestety, już teraz mogę powiedzieć, że to moja ostatnia (na długi czas) przygoda ze Światem Dysku.
Wg mojej skali 7/10.
Na drogach Dysku znów spotykamy chodzący Bagaż, Śmierć we własnej osobie, a także poznajemy bliżej wielkiego, acz starszego już wojownika Cohena Barbarzyńcę. Wszystko utrzymane w znajomej, luźnej atmosferze (choć przecież bardzo nerwowej) i przepełnione pratchettowym humorem. Niestety, już teraz mogę powiedzieć, że to moja ostatnia (na długi czas) przygoda ze Światem Dysku.
Wg mojej skali 7/10.
Książka została przeczytana w ramach wyzwania CZYTAM FANTASTYKĘ