3.08.2018

Zamykam bloga i...

Stało się. Tak, to ten moment, do którego dojrzewałam wiele miesięcy. Napisałam nawet długie i rzewne zakończenie, zamknęłam okienko bloggera. Minęło kilka dni, zanim zajrzałam do środka przekonana, że wszystko jest ok, że właśnie tak ma wyglądać to, co chciałam Wam przekazać, że zrobiłam to niemal odpowiednio (o, ja naiwna). Dziś połowa wpisu znalazła się w wirtualnej próżni. Nie dlatego, że zmieniłam decyzję. Zwyczajnie uznałam za zbędne te wszystkie znajome wyjaśnienia, które ciągle gdzieś tam przewijały się w historii mojego bloga. Dlaczego nie piszę regularnie, dlaczego tak ciężko mi w blogowym świecie, dlaczego w ogóle jeszcze piszę... A gdy doszło do podkreślenia blogowego Weltschmerzu przeplatanego z sentymentem, miałam dość. 

To jasne, że coś gdzieś nie zagrało, że Przestrzenie mi zbrzydły, bo przecież uwielbiam czytać, a nawet jeśli idzie mi coraz gorzej — uwielbiam też pisać o przeczytanych książkach. Nie chcę już żadnych półśrodków. Dla tej formy, w której prowadzę w tej chwili Przestrzenie (i nie chodzi mi o częstotliwość, czy jakość wpisów, a nawet nie o szablon), nie widzę już miejsca w swoim świecie. Dotychczasowe Przestrzenie tekstu się skończyły. To ten ogrom przeszłości, który tu nieustanie przypomina mi o swoim istnieniu, był takim małym powodem całego zamętu. Przestrzenie okazały się nie tylko blogiem o książkach, ale i niedosłownym pamiętnikiem, w którym zaległo wiele wspomnień i emocji. Przez ponad 4 lata istnienia Przestrzeni moje życie kilka razy wywinęło fikołka. Nie chcę o tym zapominać, ale — podobnie jak w życiu, tak i na łamach bloga — nadszedł czas na nowy etap. Etap, który warto odpowiednio zaakcentować. Dlatego...

Od teraz to miejsce gaśnie. Zostawiam w spokoju wszystkie wpisy. Oto, gdzie będą (już są!) nowe Przestrzenie tekstu. Podobne, może nawet te same, ale z czystą kartą. I na poważnie, bo czasem trzeba zrobić w życiu coś poważnego ;)


Jeśli chcecie ze mną zostać, podmieńcie adres bloga
(zmienia się tylko końcówka, znika mały łącznik). Strona na Facebooku pozostaje ta sama, na Instagramie znajdziecie mnie TU. Podobne zmiany zaszły na Lubimy czytać i Goodreads.

Mam nadzieję, że nowe Przestrzenie przypadną Wam do gustu :) Dziękuję za każdy ślad, każdą kropeczkę, najdrobniejszy uśmiech, które zostawialiście tu przez te 4 lata. Wszystko zatrzymuję, ale teraz chodźcie ze mną.

29.06.2018

Kobieta w oknie

"Drzwi zabarykadowane.
Jedno wejście mniej, a także jedno wyjście."

Moja ulubiona lektorka, thriller psychologiczny i kobieta w roli głównej. Niczego mi więcej nie było trzeba, żeby porwać się na Kobietę w oknie. Jednak ta — zdawałoby się poniekąd idealna kompozycja tym razem nie do końca zagrała. Wiadomo, na odbiór audiobooka wpływa zwykle wiele rozmaitych okoliczności. Tym razem nerwowy czas nie sprzyjał słuchaniu, moje myśli odbiegały, łapałam się na tym, że zamiast słuchać lektorki robię w głowie listę zakupów, planuję spotkania, wymierzam szerokość ramy do zdjęć, a nawet wybieram muzykę na ślub (dokładnie zapamiętując kolejność utworów). Trudno stwierdzić, czy to wina nieco schematycznej fabuły (choć kiepską fabułę często tuszuje rewelacyjny lektor), czy czynników wymienionych powyżej. Wiem jedynie, że taka sytuacja to chyba taki mój pierwszy audiobookowy zgrzyt.

A może jednak przesłuchały mi się już takie banalne historie? Niepracująca od pewnego czasu psycholog obserwuje z okna życie sąsiadów. Kobieta jest samotna, straciła rodzinę, a do tego cierpi na agorafobię i nie opuszcza bezpiecznych murów własnego domu. Wkrótce odwiedza ją nowa sąsiadka, a zaraz potem jej syn. W ich domu niebawem ma wydarzyć się coś niepokojącego, coś, co sprawi, że nasza bohaterka przestanie ufać własnym zmysłom. A może od dawna im nie ufa? Wino, silne leki, długie, samotne dni i noce spędzane przed komputerem i aparatem fotograficznym skierowanym w okna sąsiadów... 

Kiedy teraz przypominam sobie czas spędzony na słuchaniu Kobiety w oknie, dynamiczny głos Ewy Abart, próby wczucia się w atmosferę, to już wiem, co było przyczyną mojego niezadowolenia. Kobieta w oknie to zwyczajnie słaba historia. Słaba dla mnie. Nie uratowała jej ani lektorka, ani tematyka. Niby było przyjemnie, dotrwałam do końca, uśmiechnęłam się na zakończenie, ale to chyba tylko dobra mina do złej gry. Nasłuchałam i naczytałam się już podobnych książek, i o wiele bardziej wolałabym wrócić do B. A. Paris, niż męczyć się z kolejną kopią thrillera psychologicznego. Ale to tylko ja. Kobieta w oknie może się podobać, może nawet bardzo wciągnąć, zaskoczyć rozwiązaniem, albo i trochę przestraszyć (bo to, co najstraszniejsze zwykle siedzi w naszej głowie). Dla mnie było niestety nudno (pod koniec), powtarzalnie, mało oryginalnie. I to skojarzenie z Oknem na podwórze Hitchcocka. Przy tym porównaniu A. J. Finn nie miał szans.

Wg mojej skali 3/5
 
Kobieta w oknie
A. J. Finn
audiobook
Wydawnictwo W.A.B.
Rok wyd. 2018
czyta: Ewa Abart
długość: 12 godz. 19 min. 
 

22.06.2018

Idealne życie

"Może połączy nas miłość do miętowych lodów 
z czekoladą i lalek Barbie z brązowymi włosami, 
a gdy nie będzie na mnie patrzyła, policzę piegi na jej ramionach 
 tylko dlatego, że będę mogła to zrobić."

Nie spodziewałam się, że ta z pozoru banalna, choć już od pierwszych akapitów ogromnie wciągająca historia o kobiecie, która obserwuje swoją oddaną do adopcji córkę, okaże się całkiem niezłym, wspaniale pogmatwanym i pokręconym obyczajowym thrillerem (bardziej obyczajowym, niż thrillerem, a nawet i dramatem). Okładkowe porównanie do Dziewczyny z pociągu może być poniekąd krzywdzące, jeśli powieść Pauli Hawkins nie przypadła komuś do gustu, jednak rzeczywiście sporo tu podobieństw — mamy z pozoru idealną rodzinę oraz kobietę, która z niesłabnącym zainteresowaniem obserwuje ich życie. W obu thrillerach autorki dały głos kobietom i wyciągnęły na wierzch ich wewnętrzne rozterki. Z tym że między tymi dwiema książkami są istotne różnice. Powieść Minki Kent czyta się jednym tchem, jest żywa i dynamiczna, mimo że poza atmosferą niepokoju oraz oczekiwaniem, aż coś się wydarzy, nie ma tu szczególnie istotnej zbrodni. Owszem, pojawia się morderstwo, które wobec całej historii wydaje się drugoplanowe, i choć ma miejsce w dość nietypowym momencie fabuły, to jest zapalnikiem do rozwikłania pewnego mrocznego sekretu. W tej potyczce Dziewczyna z pociągu przegrywa na całej linii.

Autumn Carpenter chorobliwie interesuje się Daphne McMullen i jej rodziną, z początku śledząc ich losy na Instaface, by wkrótce kontynuować obserwację z okien własnego domu. A może nawet znajdzie się jeszcze bliżej? W domu McMullenów mieszka bowiem ktoś, kto jest Autumn bardzo drogi, i ta zamierza zrobić wszystko, by pojawić się w jego życiu. Dobrze wie, że doskonale opanowana gra, dzięki której zdobyła Bena, teraz pozwoli jej wkraść się w łaski McMullenów. Rodziny — w jej oczach — idealnej. Jednak, jak już zdradza nam opis na okładce, każda, nawet z pozoru idealna rodzina, skrywa swoje brzydkie sekrety.

W Idealnym życiu znajdziemy ciekawie przedstawione zjawisko obsesji, podkreślenie zagrożenia, jakie niosą media społecznościowe, interesujące postaci, jak i nietypowo poprowadzoną fabułę, która naprawdę mnie zaskoczyła. Nie miałam pojęcia, że właśnie w tę stronę zmierza cała akcja, i za to autorce należy się spore uznanie.

Wg mojej skali 4,5/5

Idealne życie
Minka Kent
Wydawnictwo Filia
Rok wyd. 2017
s. 368


18.06.2018

Horror

"Bardzo powoli, z wyraźnym zadowoleniem 
obdzierano ją ze skóry, paseczek po paseczku."

To jasne, że wobec takich wyjątkowych dzieł jak zwykle nie wiem, od czego zacząć. Gdy tylko zobaczyłam Horror w zapowiedziach, przeszedł mnie dreszcz. Dziubakowe warzywa, do tej pory tak uroczo przedstawiane (np. w Gratce dla małego niejadka), tym razem miały wystąpić w niemal upiornej roli! Patrzyłam i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Utopiony burak, przebity kalafior, owoce dogorywające w zupie niczym w garze pełnym krwi. Pierwsze moje wrażenie było... nietypowe. Pewnie, jestem fanką wszelkiego rodzaju horroru, uwielbiam literaturę grozy i równocześnie zachwycam się dziecięcymi picturebookami, a taki Horror zupełnie zbił mnie z tropu. Przyglądałam mu się z daleka, na wpół zmieszana, spłoszona, na wpół zafascynowana nową formą, jaką Emilia Dziubak nadała swoim ilustracjom. Już wtedy szaleńczo marzyłam o Horrorze. Nie spodziewałam się, że to, co znajdę w środku, to nie tylko mrożące krew w żyłach spojrzenia torturowanych warzyw (wcale nie przesadzam), ale i jeden z lepszych... horrorów swojego rodzaju! Madlena Szeliga stworzyła mocne, obłędnie kryminalne historie z warzywami i owocami w rolach głównych. Zabawne, ale i poruszające, bardzo sugestywne i niemal przeszywające na wskroś. A to wszystko o książce dla dzieci?  

"Wziął więc nóż, położył ją, oskórowaną, na blacie kuchennym, gdzie okruszki soli, pieprzu i pikantnych przypraw podrażniały świeże rany, i wbił jej go w samo serce". Mowa oczywiście o cebuli. Podobny los spotkał marchew, kapustę, pieczarki, jak i inne owoce i warzywa, którym nie było dane doczekać się naturalnie pomarszczonej skórki. Ginęły jedne po drugich. Niektóre w samotności, inne w grupie. Człowiek sprawca tych wszystkich plugawych zbrodni, nie robił sobie nic z warzywich łez, krzyku i cichych nadziei na ocalenie. Mnie za to aż serce rwało, gdy czytałam te, swoją drogą, wyśmienite kryminalne opisy, których pozazdrościć by mógł niejeden twórca literatury gatunku! Doskonałe puenty, błyskotliwe porównania, a przy tym ukryty humorystyczny klimat, bo w końcu o czym my mówimy...? Na co dzień traktujemy nożem pomidory i chrupiemy jabłka, i bynajmniej nie mamy przy tym wyrzutów sumienia.

Sztuką jest przedstawić to wszystko w tak niesamowity, sugestywny sposób na tyle sugestywny, że przez moment zastanawiałam się, czy aby nie przejść na frutarianizm. Ale... bądźmy dorośli. Nie mam tylko pewności, czy Horror nadaje się dla dzieci (a jeśli tak, to dla dzieci w jakim wieku?). Takie mroczne przedstawienie dramatu warzyw i owoców może wpływać negatywnie na małych niejadków (bo jak teraz zjeść obdartego ze skóry ziemniaczka, albo pieczarkę w zupce?). Jednak Madlena Szeliga na końcu książki wyjaśnia, że to wszystko trochę na żarty, wiadomo, i że dorośli (no właśnie) bardziej się Horroru przestraszą niż dzieci. Mimo mieszanych emocji, jakie mi zgotował, dla mnie Horror to majstersztyk pod każdym względem. Powinien spodobać się osobom gustującym w mroczniejszych klimatach, jak i każdemu, kto przepada za czarnym humorem, dobrą kreską i niebanalnym pomysłem na kryminał "z życia wzięty" ;)














Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu:


Wg mojej skali 5/5

Horror
Madlena Szeliga
il. Emilia Dziubak
Wydawnictwo Gereon
Rok wyd. 2018



Wcześniej na blogu:

    https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhshTvR3qCvs6v5eBbmQaVXilHPFKOhtYQxk7N1JmMluP439kn7QMx0ZE4-MuiMuOubcNnOSOAuDVfzkh5r63i39imvLoNeM19x0PiYDK4npobdphUPASV_gSsAGUWkVMHTZC-cr8p8gHE/s1600/621275-352x500.jpg    

zBLOGowani.pl

A w odwiedziny chodzę do:

Wyzwanie czytelnicze 2018

2018 Reading Challenge

2018 Reading Challenge
Luka has read 0 books toward her goal of 60 books.
hide

Obsługiwane przez usługę Blogger.