Przemawiała okropnym starczym,
skrzeczącym głosem. Jeśli słuchało się uważnie,
tłumiąc wątpliwości i otwierając podwoje umysłu,
można było usłyszeć przerażający głos nocy."
A czasem ten głos siedzi w nas. W naszych czarnych, posępnych myślach. I to on straszy bardziej niż wszelkie strachy, których cienie przesuwają się za naszym oknem. Roy dobrze o tym wiedział. W jego głowie skrywały się okropne, mordercze wizje. Colin, szczęśliwy z posiadania jedynego przyjaciela, jakim tego ciepłego, kalifornijskiego lata był dla niego Roy, nie dowierzał jego dziwnym skłonnościom. Bo czy to normalne, żeby czternastolatek zabijał kota? Psa? Człowieka? I robił to z prawdziwą przyjemnością? To był taki "trzask", mawiał Roy. Świetna sprawa. A skoro Colin stał się bratem krwi Roya, to nie mógł odmawiać mu pomocy. Nawet jeśli miałaby to być pomoc przy... morderstwie.
Przerażające, co może siedzieć w umyśle młodego chłopaka, który zmierzył się w dzieciństwie z tragedią. Jak przesiąknięty złem może być nastolatek, który zamiast cieszyć się wakacjami, biegać po lesie, pływać i grać w piłkę — interesuje się zabijaniem. U Colina, mimo że uwielbiał horrory, upodobania Roya budziły raczej spory niepokój i wewnętrzny, moralny bunt. Jednak to właśnie Colin, ten słaby, nielubiany, a i bardzo strachliwy chłopak, dzięki Roy'owi nabierze sił, o jakich istnieniu nie zdawał sobie sprawy. Głos nocy nie zaskoczy nas żadnymi nadprzyrodzonymi zjawiskami, nie będzie w nim też krwawych scen, ani dociekania tożsamości mordercy. To, co może przerażać w Głosie nocy, to czyste ludzkie zło. Szaleństwo. Chora obsesja. A to, co może się podobać, to sam klimat. Kalifornijskie miasteczko, wakacje, popołudniowe seanse w małym kinie i dzieciaki ścigające się na rowerach. Ta nieco familijna sceneria daje dobre tło pod dramat, który rozgrywa się między nastolatkami. Może nieco naiwny, może przerysowany (o ile zło może być przerysowane), ale i dość istotny.
Po ostatnich rozczarowaniach dwiema książkami Koontza (jedną z nich była jego słynna Wizja) Głos nocy czytało mi się z przyjemnością. Nieoczekiwanie wielką zaletą tej książki okazał się jej... język! Nie spodziewałam się, że Koontz pisze tak nierówno. Wizja pod kątem stylu kompletnie mnie załamała, dlatego Głos nocy ukoił moje potargane nerwy całkiem zgrabnymi i pobudzającymi wyobraźnię opisami, a także oszczędził mi zdawkowych, krótkich dialogów, które doprowadzały mnie do szału w Wizji. Poza tym Głos miał w sobie coś z Kinga i jego starych, dobrych horrorów o małych amerykańskich miasteczkach, dzieciakach zdradzających sobie koszmarne tajemnice i o strachu, który kryje się głębiej niż to może się wydawać. Ale uprzedzam — jeśli ktoś nie ma ochoty czytać o perypetiach dwóch nastolatków i spodziewa się typowego horroru, w którym coś straszy, zwartej akcji i mocnych krwawych momentów, może się bardzo zawieść. Głos nocy to specyficzny rodzaj horroru. Raczej psychologiczny, snujący się (ale nie wlekący!), niż zapierający dech w piersiach i przerażający. Nie jest również szczególnie odkrywczy, choć nie uważam, żeby historia, jaką opisał Koontz była banalna. A nawet jeśli ktoś uznałby ją za banalną, to wykonanie powinno go do niej szybko przekonać. Ale jeśli ktoś nudził się podczas lektury Głosu nocy, to... współczuję! ;) Ja się nie nudziłam. Mnie wciągnęła tak, że pochłonęłam ją w dwa dni. Przyznaję, że miałam akurat ochotę na podobną historię i w innym wypadku być może w ogóle bym się za nią nie zabrała. Najważniejsze to trafić w czas. I docenić dobre pióro! Szkoda, że w innych książkach Koontza styl tak bardzo utyka. Wielka szkoda.
Wg mojej skali 4,5/5
Głos nocy
Dean Koontz
Wydawnictwo Amber
Rok wyd. 1995
s. 270
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
82 KSIĄŻKI (35)