a żywa będzie jej umierała — pod trzepakiem z kręgosłupem
na pół, na pal przez zboczeńca w piwnicy nabita,
pod kołami ciężarówki rozgnieciona na wiśniowy dżem."
Choć ze szczytu Piaskowej Góry Jadzia Chmura widzi swoje własne wszystko. Wystarczyło, aby taką Jadzię Maślak, Jadzię przyodzianą w ciasno opięte palto, takie, że guziczek przy biuście zaraz by odskoczył i potoczył po ziemi, Jadzię z agrestowymi oczami, stawiającą pierwszy krok w Wałbrzychu, który to krok zmienił się w spadanie — złapał Stefan Chmura. Może nie ordynat z Trędowatej, ani opalony Leoncio z Niewolnicy Isaury, ale chłop niczego sobie. Poza tym taki wyczyn, taki gest heroiczny ku Jadzi wykonany (będzie on powtarzał ten gest jeszcze długo: "Ona spadała, on złapał"), przyszłość i mieszkanie zwiastujący. Może przyszłość nie do końca kolorową, co to można taką tylko w Peweksie za dolary, albo z Bułgarii przemycić pod płaszczem wracając z wczasów. Na razie. Ale za to na nowym wałbrzyskim osiedlu mieszkanie, tapetę z Enerefu, Stefana Chmurę dowcipkującego przy kolegach i wódce, osiedlem, obrośniętym panami w długich płaszczach, wracającego. Nie jest to szczyt jadzinych marzeń, ale zawsze jakiś szczyt, a szczytem Piaskowej Góry raczej się nie gardzi. Nie gardzi się też niepodobną do nikogo córką, która miała być podwójna, a wyszła pojedyncza. Dominika dorasta w cieniu niespełnionych pragnień matki i stopniowego zapadania się ojca. W oczach babek, które przeżuwają swoje własne historie niedoszłych aborcji i wojennych miłości. Dorasta z wielką czarną czupryną. W świecie, który rozczarowuje, oferując z pozoru coraz więcej świata.
Parodia, która parodią nie jest. W sposób dowcipny, choć gorzki, językowo utrzymany w odpowiedniej konwencji — Joanna Bator, trzymając się starannie dobranych detali, nakreśla obraz czasów PRL. Na przykładzie przeciętnych, szeregowych ludzi, jakimi w jej powieści są Jadzia, Stefan, Zofia, Halina i wiele innych (Piaskowa Góra to kalejdoskop szaro-barwnych postaci), ukazuje skazy, nadzieje, wzdychania, bóle i uciechy, uprzedzenia i lęki tamtych czasów, pragnienie dobrobytu stawiane ponad jakąś ideą wyższą — a robi to Bator z właściwą sobie dosadnością, impetem i ironią. Jej bezpośredniość, autentyzm i nieowijanie w bawełnę sprawiają, że mimo żartu i pewnej karykaturalności, Piaskowa Góra gryzie i dręczy, a robi to w sposób nienamacalny, podskórny i trudno uchwytny. Bawią nas postawy bohaterów (tym silniej, im lepiej znane są nam absurdy PRLu), a jednak nie bawią. Śmiejemy się i zamyślamy. Momentami dramatyzm Piaskowej Góry objawia się bardzo dobitnie i coś, co chwilę temu śmieszyło, teraz zaczyna przerażać.
Jeszcze do tej pory, po Ciemno, prawie noc leżę na twardym wałbrzyskim bruku. Pomyślałam, że warto wykorzystać tę pozycję na Piaskową Górę, na Chmurdalię, na ogrom tej powalającej prozy, po której nie można spać. Piaskowa Góra zdecydowanie różni się od Ciemno, prawie noc. Już tak nie wstrząsa, już nie straszy śmiertelną powagą i nie pożera ciemnością wałbrzyskich ulic. Działa inaczej, bo to inny temat. Jeśli zaczynało się od Ciemno, prawie noc — książki, za którą Bator dostała Nike, już po pierwszych zdaniach Piaskowej Góry wiadomo, że to nie będzie ten sam poziom. Że może nawet nieco spadniemy (jak Jadzia Maślak) w ramiona czegoś na kształt ramion Stefana Chmury i do tej nowej pozycji trzeba będzie się przyzwyczajać. Dopiero wtedy Piaskowa Góra roztoczy przed nami swoje socjalistyczne czary, a my uwierzymy jej jak dzieci, otwierając szeroko buzie. Zechcemy więcej i więcej. I opędzić się nie zdołamy od natrętnych obrazów. Ja przynajmniej prozą Joanny Bator jestem oczarowana (choć to nadal nie to słowo). Mam tremę, gdy mam o niej pisać. Zbyt dobra jest.
Wg mojej skali: 4,5/5
Piaskowa Góra
Joanna Bator
Wydawnictwo W.A.B.
Rok wyd. 2013
s. 448
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
104 KSIĄŻKI (7)