"Dłonie się nie dotykały.
Nawet przez powłokę zamarzniętej wody,
która ich pokrywała, widzieliśmy, że niewiele
ponad grubość ostrza topora dzieliło ręce ojca
od rączki mojej siostry."
Sroga kanadyjska zima w górniczej osadzie Sawgamet zaczyna się już latem. Pierwsze miękkie płatki śniegu topią się w ciepłej dłoni, by za chwilę oblepić zgrzane ciała poszukiwaczy złota. Wyglądają oni teraz jak śnieżne anioły. Płucząc swoje miski nad brzegami rzeki, zerkają z obawą w głąb pobliskiego lasu. Bowiem nie tylko zimy boją się tutejsi mieszkańcy. Mówi się, że w lasach czyhają na nich indiańskie stwory. Wehtiko, ijirait, qallupilluit, morskie wiedźmy, które wciągają swoje ofiary pod gruby lód. W puszczy drzewa szepczą, góry przywołują, a zima zbiera swoje krwawe żniwo. Mróz jest tak duży, że ludzie zamarzają. Aby nie zgubić się w śniegowej zawierusze, przywiązują się sznurami, zapalają w oknach świece. Jeśli się nie obejrzysz, nie uratujesz już swojej żony, którą połknie biała, zamazana przestrzeń. Jeśli się poślizgniesz na lodzie, wpadniesz do przerębla i porwie cię na zawsze lodowata toń. Jeśli nie zabijesz człowieka, zginiesz z głodu. To okrutny, surowy krajobraz. Tutaj nie ma miejsca na sentymenty.
A jednak Stephen wspomina. Wspomina dziadka Jeannota, który założył tę osadę jeszcze jako osiemnastolatek. Jeannot ożenił się z Martine i to oni przeżyli pierwszą prawdziwą zimę w Sawgamet. Wspomina i opowiada o tym wszystkim swoim własnym dzieciom, choć nie wszystkie wspomnienia warto przywoływać. Mówi o stworach, które ukazywały się ludzkim oczom, o złotym karibu, o wyrębie drewna. O tym, jak pewnej zimy pod pękniętym lodem zginęli jego siostra i ojciec. O tym, jak ich lodowe sylwetki widać było pod taflą i o tym, jak bardzo pragnął, aby pod tym lodem ojciec dotknął dłoni Marie, aby nie czuła, że odchodzi sama. Mówi o miłości, która przywołuje duchy. Niesamowita jest to opowieść. Rodzinna, bolesna, nostalgiczna, a czasem przytulna i ciepła, gdy lato trwa dłużej niż zwykle. Ale to zima jest główną bohaterką Dotyku. Czuć ją w każdym zdaniu, między kartkami słychać szum wiatru i sypiącego śniegu. Autentycznie czuć mróz na palcach przerzucających łapczywie strony. To bardzo mądra, prosta opowieść o pokoleniach, śmierciach, narodzinach i zwykłych, ludzkich uczuciach, które rozgrzewały nawet najmroźniejsze dni. Pieczonych ciastach, gorących zupach i dziecięcych łyżwach.
Alexi Zentner Dotykiem zadebiutował, a jest to debiut niezwykle udany. Teraz Wiatr od Morza wydaje takie perełki, które wręcz chwytają za serce. W Dotyku jest coś rodzimego. Jakaś taka żywotność, ludowość, prawda, która ujawnia się w ciężkiej pracy bohaterów, ich mocnych więziach, w ich lękach i nadziejach. Przy tym Dotyk jest przykładem powieści pełnej realizmu magicznego. Znaki, symbole, zjawy. Prawdziwe cuda! Nie pamiętam też kiedy ostatnio czytałam książkę, w której pora roku była tak silnie wyrażona. Te zawieje, mrozy i nieustający śnieg czułam niemal namacalnie, jakby to wszystko działo się tuż za moim oknem. Niestety za oknem pogoda zupełnie nieadekwatna do pory roku. Przynajmniej mogłam sobie o śniegu poczytać. Was również do tego zachęcam, bo Dotyk to magiczna i - wbrew pozorom, ciepła, choć i bardzo smutna historia. Koniecznie do czytania zimą!
Dotyk
Alexi Zentner
Wydawnictwo Wiatr od Morza Rok wyd. 2013
|