19.11.2014

LUDZIE, KTÓRZY JEDZĄ CIEMNOŚĆ


"Listen to the girl
As she takes on half the world
Moving up and so alive..."
~ The Jesus And Mary Chain, Just Like Honey

Słowa tej piosenki to pierwsza rzecz, która przyszła mi na myśl, gdy otworzyłam (z niemałym lękiem) książkę Richarda Lloyda Parry'ego. Bo z czym kojarzy mi się Tokio? Zawsze i niezmiennie z Lost in translation. Drapaczami chmur, przezroczystymi parasolami, deszczem, jaskrawymi neonami i salonami gier. Ze Scarlett JohanssonBillem Murray'em zapijającymi samotność tokijskich nocy. To zupełnie inna historia, ale to samo Tokio. Może Lucie z Ludzi, którzy jedzą ciemność też wielokrotnie siedziała na parapecie i wpatrywała się w ogrom tego miasta. Wielkie neony odbijały się w jej źrenicach, a odór pizzy, grillowanego kurczaka i perfum wciskał do nozdrzy i dezorientował. Jedyny zapach, którego nie czuć na tokijskich ulicach, to ludzki pot. Nie czuć też strachu. 

Roppongi. Dzielnica czerwonych lampionów. To tu zjeżdżają dziewczyny różnych narodowości, aby - czy to w podrzędnych knajpach, czy drogich ekskluzywnych barach, dotrzymywać towarzystwa japońskim biznesmenom. Czy stają się hostessami, tancerkami erotycznymi, paniami do towarzystwa, czy też prostytutkami - wszystkie z nich marzą o dużych pieniądzach, markowych ciuchach, drogich kosmetykach i dobrej zabawie. Białe gejsze. Tak się o nich mówi. Roppongi gwarantuje im pracę i zapewnia jako takie bezpieczeństwo. Roppongi to alkohol, prostytucja, narkotyki i ból. Miejsca służące spełnianiu wszelkich pragnień, ugaszaniu najbardziej chorych żądz. Japończycy mają szczególnie rozwiniętą wyobraźnię i kreatywność, jeśli chodzi o usługi seksualne. Nie brakuje tu "salonów masażu", "krain mydła", "salonów piękności", które pod swoimi niewinnymi nazwami kryją już nie tak niewinne atrakcje (nie wspominając o klubach oferujących rozmaite uciechy sadomasochistyczne). Jednak dziewczyny szukające pracy na Roppongi nie muszą wcale trafić do tego typu miejsc. Mogą zostać hostessami - paniami do towarzystwa, które - dosłownie, zapewniają towarzystwo klientom. Zapalają papierosy, dolewają whisky, zabawiają rozmową, nawet flirtują, lecz ani klient, ani one nie mogą przekroczyć pewnej granicy. Klienci, wybierając sobie takie miejsca na nocną rozrywkę, wiedzą, na co się piszą. 

Taką hostessą była właśnie Lucie Blackman. 21-letnia Brytyjka. Blond włosy, pomalowane paznokcie. Przyleciała do Tokio wraz z przyjaciółką Louise i już pierwszego dnia znalazła pracę w jednym z tokijskich klubów w dzielnicy Roppongi. Parry bardzo skrupulatnie przedstawia nam jej życie, opierając się na relacjach jej rodziny, przyjaciół, a nawet klientów klubu, w którym pracowała. Bowiem Lucie, o czym dowiadujemy się już na samym wstępie - zaginęła. Zdjęcie młodej, ładnej dziewczyny. Napisy w dwóch językach. She was last seen in Tokyo... Zgasło światło. Mężczyzna, który dzwoni tego popołudnia do jej przyjaciółki twierdzi, że Lucie wstąpiła do sekty. Nie wróci. Nie jest w stanie rozmawiać. Nie odezwie się i nikt jej już nigdy nie zobaczy. Od tej pory zaczyna się prawdziwe szaleństwo, a ja nie wiem gdzie schować wzrok. Poszukiwania, nagłe zwroty akcji, tokijskie obrzydlistwa, które wychodzą na wierzch. Rzeczy, o których wolałoby się nie wiedzieć. Odczłowieczające, obrzydliwe. Kończy się zabawa w świetle neonów, zaczyna "świat kajdan, wydalin i śmierci".
                   

Wpatrywałam się długo w okładkę, zanim zapadła decyzja, że kupię tę książkę. Wpatrywałam w tytuł. Nie od razu zauważyłam ten tytuł właściwy, którego na okładce najzwyczajniej nie ma. Prawdziwa historia o dziewczynie, która zaginęła w Tokio i o złu, które ją pochłonęło. Nie wiedziałam co mnie czeka. Sądziłam,  że dostanę typowy, zimny, bezwzględny (tekst z okładki: miasto mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet) reportaż o Tokio. O mieście. O historii. Nie byłam gotowa na cały ten wstrząsający opis czyjegoś życia, na tak dramatyczne i szokujące historie! Parry nie napisał typowego reportażu o Tokio. Ludzi, którzy jedzą ciemność czyta się jak dobry kryminał, thriller, a nawet - jak dobrą fikcję!

To przede wszystkim wciągająca historia ludzi. Czytasz i jakbyś tam był. W tym gorącym Tokio, które wyciska z Ciebie siódme poty. Które oszczędzi wszystko poza Twoją duszą. Widzisz te obskurne miejsca i przeraża Cię to, co znajdujesz. Najstraszniejszą prawdę o ludzkiej naturze, najczystsze zło, okrucieństwo, upodlenie! Wystarczy jedna taka dzielnica Tokio, aby zstąpić na jeden z niższych poziomów piekła. To okropieństwo w pełnej krasie! Szczególnie, gdy autor daje nam jego konkretny przykład. Boli. Bardzo boli. Bulwersuje, przestrasza. Odrzuca. Jeśli ktoś ma słabe nerwy, proponuję uważać. To mocna literatura. Lepsza niż niejeden thriller. Nie będziecie mogli pocieszać się, że to tylko fikcja. Tam nic Was nie obroni przed ciemnością, a doznacie raczej pewnego ekstremum zła. Ciężka, mocna rzecz. Polecam!



* tytuł recenzji pochodzi z piosenki Just Like Honey
zespołu The Jesus And Mary Chain i raczej abstrahuje od tego, co w środku. Użyty bardziej jako metafora.



-------------------------------------------------------------- stopka ------------------------------------------------------------------


Ludzie, którzy jedzą ciemność
Richard Lloyd Parry
Wydawnictwo Znak
Rok wyd. 2014
s. 464
  

Wg mojej skali: 4/5

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

Wcześniej na blogu:

    https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhshTvR3qCvs6v5eBbmQaVXilHPFKOhtYQxk7N1JmMluP439kn7QMx0ZE4-MuiMuOubcNnOSOAuDVfzkh5r63i39imvLoNeM19x0PiYDK4npobdphUPASV_gSsAGUWkVMHTZC-cr8p8gHE/s1600/621275-352x500.jpg    

zBLOGowani.pl

A w odwiedziny chodzę do:

Wyzwanie czytelnicze 2018

2018 Reading Challenge

2018 Reading Challenge
Luka has read 0 books toward her goal of 60 books.
hide

Obsługiwane przez usługę Blogger.