"Pamiętajcie, że w Korei Północnej nic nie jest tym, na co wygląda". O ile w ogóle tam dotrzecie. Żeby spędzić dokładnie osiem dni w Korei, John Sweeney - autor książki, o której będę dziś dla Was pisać, musiał ukryć prawdziwy powód swojej wizyty. Nie mógł też podróżować sam. Opiekunowie, których mu przydzielono, bardzo się starali, aby nie zobaczył czegoś, czego nie powinien. To typowa procedura obowiązująca w krajach panującego reżimu, do których Korea Północna bezwzględnie należy. "Wyrafinowany agregat do wytwarzania sztucznej mgły", czy "Kraina Zombie" - tak nazywa ją Sweeney, odsłaniając przed nami jej prawdziwą twarz. W pewnym sensie Sweeney zapala światło, które tam notorycznie gaśnie. Nic dziwnego, że Korea Północna postrzegana jest jako kraj-widmo, który nawet na zdjęciach satelitarnych wygląda jak czarna dziura świata. Kraj propagandy, fałszu, biedy i strachu. Nieustannie stojący o krok od wojny jądrowej, oplakatowany wizerunkami nieżyjących już wodzów, przed którymi trzeba się kłaniać. Jej "prawdziwa" twarz.
Kim Pierwszy nie żyje od dwudziestu lat, ale wciąż rządzi. Nic w tym dziwnego, skoro nawet wygląd wodzów jest tam zakłamany. Ich nienaturalnie piękne twarze śledzą mieszkańców Pjongjang na każdym kroku. Ich pomniki, obrazy i zdjęcia zastępują w tym kraju plakaty reklamowe. W Korei Północnej nie ma mobilnego internetu. Sieć komórkowa ma zasięg wyłączne krajowy, choć Sweeney przekonuje, że udało mu się złapać jakiś obcy sygnał. Nie istnieje tutaj niezależne dziennikarstwo, wszystko podporządkowane jest propagandzie, polityce, która sprawuje kontrolę. Ludzie nie czytają książek, bo nie mają za bardzo co czytać. Deficyty prądu w miastach są na porządku dziennym, bo Korea Północna nie importuje energii, zaś własną wykorzystuje na potrzeby elity. Przeciętny, niezbyt zamożny obywatel nie posiada samochodu, dlatego ulice świecą pustkami. Bieda, którą udaje się dostrzec Sweeney'owi, zdaje się przerażać go bardziej niż ta, jaką obserwował w każdym innym zakątku świata. Sweeney, który przebywał w Rumunii w czasie rządów Ceaușescu, doświadcza dziwnego déjà vu. Wspomina Kim Ir Sena, przywódcę Partii Pracy Korei, który rządził krajem twardą ręką. Funkcjonowanie kast i obozów koncentracyjnych, marna służba zdrowia, brak dbałości o higienę pracy - to sprawy aktualne. Poza tym jeszcze ten północnokoreański głód, który zmuszał ludzi nawet do kanibalizmu.
Tego wszystkiego na pierwszy rzut oka w ogóle nie widać, ale to w Korei Północnej w każdym rogu tkwią nieme kamery. Kamery, które rejestrują pustkę, bo ludzi tam nie widać również. Sweeney często zastanawia się, czy to wszystko nie zostało sfingowane specjalnie na jego przyjazd. Puste ulice, fabryki, uniwersytety. Opisuje sytuację, w której jego opiekunowie bardzo się przestraszyli, gdy przez jakiś remont, musieli pojechać inną drogą, niż zaplanowana. A nuż Sweeney i jego towarzysze zobaczyliby coś więcej, aniżeli powinni. A gdyby zobaczyli, to i tak - jak w większości miejsc, obowiązuje zasada: "żadnych zdjęć!", która nie tylko BRZMI jak groźba. To najbardziej archaiczne państwo na świecie, jak mówi o nim Sweeney,
jest równocześnie najbardziej nieautentycznym totalitarnym tworem w historii ludzkości. Ludzie
opłakujący swojego wodza zdają się być prawdziwi, ale poddani "praniu mózgu", sami nie wiedzą w co wierzą. Bardziej jednak: boją się. John Sweeney z BBC Panorama raczej się nie bał.
To starszy pan, który na swoim reporterskim koncie ma sporo relacji z krajów o żelaznej dyscyplinie. Pisał również o kościele scjentystów. Jego reportaż z ośmiodniowego pobytu w Korei Północnej to jednocześnie wycieczka w przeszłość, jak i luźny, okraszony wyważonym humorem opis jego pobytu: wizyt (jego zdaniem - wyreżyserowanych) w znaczących dla Korei miejscach oraz zwykłych perypetii turystycznych. Niewiele jednak tego. Przyznaję, że książkę czyta się niezwykle szybko, bo i cała o ciekawych rzeczach. Mi jednak brakowało jakiegoś polotu. Wiele w niej odniesień do dzieł innych autorów, opowieści emigrantów, mało zaś typowej reporterskiej relacji. Czego jednak oczekiwać po zaledwie kilkudniowej wyprawie, kiedy i tak najchętniej zakryto by autorowi oczy nieprzepuszczającą światła opaską. Uszu zatykać nie trzeba. Z każdego radia słychać wyłącznie głosy propagandy. No, chyba, że akurat zabraknie prądu. Ja od siebie książką na pewno polecam.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję:
oraz wydawnictwu:
Tajna misja w kraju wielkiego blefu John Sweeney Wydawnictwo MUZA Rok wyd. 2014 s. 400 | Wg mojej skali: 4/5 Książka przeczytana w ramach wyzwań: |