Nasza ahwa — kafeteria nad brzegiem morza.
Dym z sziszy wciąga się razem z solą morską."
Wątpię, czy potrafię pisać o twórczości Kalwasa. To już ósma jego książka, którą przeczytałam, a wciąż wydaje mi się, że obok tej literatury powinno się siadać i przemilczać to, co dzieje się w jej wnętrzu. Nie tylko to, co zostało ujęte reporterskim okiem, ale to (zwłaszcza to!), co pomiędzy. Pewne kalwasowe sacra, błyski, intuicje. Cenię sobie tę jego metafizykę zderzaną z namacalnością świata, który opisuje. Tym bardziej mu wierzę, im bardziej wykracza on poza ogólny ogląd. I tutaj też kolejny raz mnie nie zawiódł, choć przyznam, że tego jego Egiptu trochę się obawiałam. Tej jego (miałam wrażenie, że jeszcze większej i coraz bardziej odczuwalnej) muzułmańskości. Tak, Kalwas piętnaście lat temu przeszedł na islam i wraz z żoną i synem mieszka w Aleksandrii. I dlatego pisze o Egipcie ze środka. Z zadymionych knajp, z własnego balkonu i z przydrożnych, nadmorskich murków. Pisze o niej głosami obrzezanych kobiet, szorstkim, przepalonym od tytoniu głosem egipskich intelektualistów, nerwowym tonem fanatyków religijnych, którzy na ulicach starają się wyjaśnić mu sens istnienia. Nie przeciąga, nie przesadza, nie uwzniośla tego, czego uwznioślać nie należy (a uwzniośla sporo). O wszystkim pisze z szacunkiem, wyczuciem i polotem. Tłumaczy nam całą tę brudną, głośną i zaciśniętą w sobie Aleksandrię w zadziwiająco mistyczny sposób. Tłumaczy stanowczo, ale delikatnie.
Na przykład jej zapach. Kolendra, czosnek, szatta, zapach "gnijących glonów, wyziewów z kanałów i pleśniejących owoców". Śmieci. Aleksandria jest pełna śmieci, mięsa i dymu. Dźwięku klaksonów i wypadków samochodowych. Pełna tego, co jest halal — dozwolone, oraz tego, co jest haram — zakazane. Dlatego i pełna absurdów. Przemoc w filmach, pijaństwo, rytualny ubój zwierząt są halal. Ale już pocałunki na ulicy, czułość, odkryte kobiece ramiona — zdecydowanie haram. Tak jest w całym Egipcie. Nonsens przeplata się z poczuciem tępej powinności. Ślepa religijność, którą widać na ulicach. Niemy wstyd obrzezanych kobiet (tępym, brudnym nożem na sąsiedzkich spędach; boli tak, że najlepiej zemdleć). Los egipskich ateistów, muzyków (cięższe brzmienia są oczywiście haram), młodzieży, która chciałaby mieć więcej wolności. Każdy zakaz tworzy większą pokusę, więc w Egipcie świetnie prosperuje ukryty przemysł pornograficzny. Alkohol dowożą do domów przebrani sprzedawcy jedzenia. Są miejsca, w które Allah i państwo nie zaglądają. Europejczyk, człowiek z zewnątrz nie zrozumie tego świata — raz po raz powtarzają to Kalwasowi, a on za każdym razem zapędza się głębiej i głębiej, jakby chciał dotrzeć do najskrzętniej skrywanej egipskiej duszy.
Ten reportaż to zbiór publikowanych wcześniej artykułów autorstwa Kalwasa. W całości jest przerażający. Pełen niepokoju, nerwów, złości i krwi. Kalwas (bardzo odważnie) rwie z egipskiej przestrzeni wiele intymności. Nie tylko zagląda w spuszczone oczy egipskich kobiet, ale i prowokuje swoich rozmówców do szczerego krzyku! Do przekleństw. Do reakcji. A potem ich słucha. Rozumnie i dojrzale. Nie byłoby w tym nuty prawdy, gdyby nie było też miłości. Trudna ta miłość Kalwasa do tego trudnego Egiptu. Ale mądra. I przede wszystkim — niezaślepiona. A ja (również bez zaślepienia) uwielbiam kalwasowe pióro. Niepodważalnie.
Wg mojej skali 5/5Na przykład jej zapach. Kolendra, czosnek, szatta, zapach "gnijących glonów, wyziewów z kanałów i pleśniejących owoców". Śmieci. Aleksandria jest pełna śmieci, mięsa i dymu. Dźwięku klaksonów i wypadków samochodowych. Pełna tego, co jest halal — dozwolone, oraz tego, co jest haram — zakazane. Dlatego i pełna absurdów. Przemoc w filmach, pijaństwo, rytualny ubój zwierząt są halal. Ale już pocałunki na ulicy, czułość, odkryte kobiece ramiona — zdecydowanie haram. Tak jest w całym Egipcie. Nonsens przeplata się z poczuciem tępej powinności. Ślepa religijność, którą widać na ulicach. Niemy wstyd obrzezanych kobiet (tępym, brudnym nożem na sąsiedzkich spędach; boli tak, że najlepiej zemdleć). Los egipskich ateistów, muzyków (cięższe brzmienia są oczywiście haram), młodzieży, która chciałaby mieć więcej wolności. Każdy zakaz tworzy większą pokusę, więc w Egipcie świetnie prosperuje ukryty przemysł pornograficzny. Alkohol dowożą do domów przebrani sprzedawcy jedzenia. Są miejsca, w które Allah i państwo nie zaglądają. Europejczyk, człowiek z zewnątrz nie zrozumie tego świata — raz po raz powtarzają to Kalwasowi, a on za każdym razem zapędza się głębiej i głębiej, jakby chciał dotrzeć do najskrzętniej skrywanej egipskiej duszy.
Ten reportaż to zbiór publikowanych wcześniej artykułów autorstwa Kalwasa. W całości jest przerażający. Pełen niepokoju, nerwów, złości i krwi. Kalwas (bardzo odważnie) rwie z egipskiej przestrzeni wiele intymności. Nie tylko zagląda w spuszczone oczy egipskich kobiet, ale i prowokuje swoich rozmówców do szczerego krzyku! Do przekleństw. Do reakcji. A potem ich słucha. Rozumnie i dojrzale. Nie byłoby w tym nuty prawdy, gdyby nie było też miłości. Trudna ta miłość Kalwasa do tego trudnego Egiptu. Ale mądra. I przede wszystkim — niezaślepiona. A ja (również bez zaślepienia) uwielbiam kalwasowe pióro. Niepodważalnie.
Egipt: haram halal
Piotr Ibrahim Kalwas
Wydawnictwo Dowody na Istnienie
Rok wyd. 2015
s. 224
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
104 KSIĄŻKI (48)