nic nie umiałem ale mnie nie zapytała (...) potknąłem się
ale nie upadłem. upadłem ale się podniosłem. upadłem ale
się podniosłem. upadłem ale się podniosłem."
"Otwierają się okna..." Otwierają się przejścia, a za nimi śmierć. Jeśli liczysz w tym wszystkim na jakąś logikę, to Borszewicz pokaże Ci, że logiki nie ma. Albo jest, ale musisz dojrzeć ją z innej perspektywy. Albo tak jak Janda śpiewała za Osiecką: "Ode mnie widać niebo przekrzywione". Tutaj też widać, że coś zatraciło swoją geometrię i stara się zagrać nam na nosie. Śmierć. O tym mówi Wiktor, Duet (Duet to Wiktor, albo Wiktor to Duet), dorożkarz (którym Duet jest), o tym mówi książka Du du du, która powstała z wyobraźni. Śmierć. A jeśli nie o śmierci, to o miłości. "Bo miłość to okno na dom wariatów". Powiedziane ustami cudzoziemki ze Wschodu (Lubow eto akno na balnicu durakow!), wywołuje dreszcze. To wzrusza. Przez moment trzymasz się tej wariackiej geometrii dziwnych zwrotów, wydarzeń, dialogów i absurdu. A potem zaczynasz dostrzegać w tym absurdzie metodę. Na poskromienie śmierci i poskromienie miłości. Stajesz w mrokach i chce Ci się zapalić. To im się należy, myślisz. Bo oto Borszewicz dopuścił Cię właśnie do świata, w którym śmiertelna powaga miesza się z niepokojącą komedią. Trochę inaczej zagiął kartkę. Szturchnął Cię w chwili, gdy siedziałeś w oknie, sądząc, że ta pozycja nadaje się do życia (albo do skoku). Pstryknął palcami. Ponaginał proste reguły i Twój racjonalny umysł chciałby mu za to przyłożyć (ale nie przykłada).
"Dlaczego ja mam takiego zeza w życiu?
Dlaczego – zanim jeszcze dobrze nie znajdę, a już zgubię?"
"Dlaczego ja mam takiego zeza w życiu?
Dlaczego – zanim jeszcze dobrze nie znajdę, a już zgubię?"
Zamknęłam Mroki na ostatniej stronie. Teraz siedzę i myślę, gdzie podziewał się taki Borszewicz, kiedy go potrzebowałam. Mroki powstały trzydzieści pięć lat temu. To, co zamknęłam przed chwilą, to wznowienie z 2015 roku. Piękna kompilacja ironii, sprzeczności i prostej mądrości – tak dosłownej, że jej dosłowność gryzie w oczy. I tak metaforycznej. Stos zabiegów słownych, które – mimo że może ocierają się o pompatyczność, teatralność, przerysowanie, przywodzą na myśl dzieła Białoszewskiego lub Gombrowicza. Odważę się również stwierdzić, że konstrukcja książki przypomina sparodiowaną Grę w klasy Cortázara. W Mrokach podsłuchujemy rozmowy Wiktora z Duetem (Wiktor to ten, co mówi o śmierci, Duet to "prymityw"), monologi Dueta skierowane do Nieobecnej (dziewczyny, która wciąż chciała wyjść i odejść – i wychodziła), wypiski z dziwnej książki Du du du i scenki z wnętrza dorożki, którą jeździł Duet. Trudna rzecz pisać o prostych rzeczach, a równocześnie tak dosłownie pisać o śmierci, samobójstwie, związkach, depresji, osamotnieniu. Poza tym to książka starej daty. Sączy się przez nią dawna, mniej przyzwoita szczerość, odmienna od tej, którą cedzi nam współczesna literatura. Wszelkie udziwnienia w Mrokach są bardzo naturalne, zaś arbitralność stwierdzeń niezwykle uderzająca i dosyć zadziorna. Wśród rozmaitych motywów, jakie pojawiają się w książce, co uważniejsze oko wypatrzy wiele filozoficznych odniesień (ja znalazłam w Borszewiczu Jeana Améry'ego, głosy egzystencjalistów, nihilistów, Emila M. Ciorana!). Nietrudno się zorientować, o czym tak naprawdę jest książka Borszewicza. Osiecka z okładki mówi, że to o miłości. Ja powiem, że o pokusie śmierci i o pokusie życia. O potrzebie światła i o potrzebie mroku. Przewidywalny koniec wytrąca z ręki kubek z herbatą. Słowa. Borszewicz żongluje słowami, jakby kpił sobie z tego, jakie wrażenie zrobi na czytelniku. Na mnie zrobił kolosalne, choć czytając go miałam poczucie, że to wszystko znam. Że posiadam jakąś tajemną wiedzę o tej książce. A może ja już kiedyś czytałam tego Borszewicza?
"Otwierają się okna". Porusz się wreszcie.
"Otwierają się okna". Porusz się wreszcie.
Wg mojej skali 5/5
Mroki
Jarosław Borszewicz
Wydawnictwo Iskry
Rok wyd. 2015
s. 232
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
104 KSIĄŻKI (41)