"Jedynie człowiek doświadcza paraliżującego strachu,
którego nie zniosłoby żadne inne stworzenie.
Strachu przed tym, że zabraknie czasu"
którego nie zniosłoby żadne inne stworzenie.
Strachu przed tym, że zabraknie czasu"
Te niezastąpione okładkowe sugestie wciskające się nam w oczy. Nawet jeśli nie chcemy, to i tak sięgając po Zaklinacza czasu, dowiemy się, że to książka "dla miłośników Alchemika" (Paula Coelho) i podświadomość zapisze ten drobny szczegół w naszym umyśle. Stworzy pewne oczekiwania, ba, wymagania, bądź nadzieje, że opis z okładki okaże się mylny. Czasem wybierzemy jakiś tytuł tylko ze względu na ten niewinny dodatek, dopisek o charakterze przecież zwyczajnie... reklamowym. Podczas wysypu rynkowych nowości, pozór, że książka nie wybije (lub nie obroni) się sama, każe nadać jej chwytliwą etykietkę. "Najmroczniejszy thriller wszech czasów", "Dla fanów Camilii Läckberg" (tę tutaj 'uwielbiam', od razu zniechęca do nowej pozycji), "Zdobywca nagród...", "Lepszy od...", a nawet "Najlepszy...". I przyznam, że pierwszy raz na tego typu drobny chwyt reklamowy dałam się złapać i ja.
Alchemika czytałam jakieś 9 lat temu (!), w podniosłym momencie konieczności dokonywania życiowych wyborów (brzmi groźnie, a była to zwykła rezygnacja z moich pierwszych studiów, która zakrawała niemal na koniec świata) i wtedy zrobił na mnie duże wrażenie. Wiadomo, młody, zagubiony umysł chwyta się różnych drogowskazów i kilka głębszych myśli obiera za wyznaczniki, znaki, wartości ponadczasowe. Z perspektywy czasu nie oceniam Alchemika już tak wysoko, ale dzięki pewnej dozie sentymentu, łaskawszym okiem spojrzałam na nowiutką książkę Mitcha Alboma. Spojrzałam to dobre słowo. Tej książki się nie czyta. Łyka się ją jednym spojrzeniem (niemal jak filmowy zwiastun) i równie szybko trawi. W zasadzie książka mogłaby być skąpym scenariuszem filmowym, z dużym potencjałem (kilkanaście lat temu), ale niewielką wartością literacką. Czy rzeczywiście aż tak słabo oceniłam Zaklinacza czasu? Skąd więc te wszystkie dobre opinie, skąd wysokie noty?
Mamy tutaj trzy historie. W odległej przeszłości (u początku świata) żyje sobie Dor, niepozorny wynalazca, który jako pierwszy zaczyna odmierzać czas, co niesie za sobą spore konsekwencje. W teraźniejszości mamy śmiertelnie chorego Victora, chcącego ten czas okiełznać i przechytrzyć, unikając śmierci. Jest też 17-letnia Sarah, nieszczęśliwie zakochana w koledze ze szkoły. Dla niej czas mógłby biec o wiele szybciej, aż wreszcie zatrzymać się na zawsze i wyzwolić ją od konieczności życia. Bardzo dużo trzeba, by zrozumieć jak wielkim błędem jest pogoń i walka z czasem. Czasem umykającym, wlekącym się w nieskończoność, skrupulatnie odmierzanym. Zniewalającym.
Zaklinacz czasu okazał się raczej niewiele wymagającą lekturą. Wszelkie przemyślenia nasuwają się same. Rodzaj prowadzenia fabuły tak przypomina... film, że przez moment miałam wrażenie, że go oglądam, a nie czytam. Nie chcę odbierać tej książce wszystkich zasług, bo porusza temat uniwersalny, dość ważny i na pewno skłania do refleksji nad własnym życiem. Niestety na mnie nie zrobiła większego wrażenia. Rozumiem, że w dzisiejszym zabieganym świecie, wśród różnorodnych propozycji z literatury obyczajowej (omijanej przeze mnie sporym łukiem), ta tutaj może mieć swoich zwolenników. Coś tam w końcu pokazuje, na coś uwrażliwia. Dla niektórych może okazać się rzeczywiście drugim (lub jedynym) Alchemikiem. I tego też Wam życzę. Popieram wszystko, co otwiera umysł i pozytywnie wpływa na zmianę nastawienia i postrzegania świata. Może zamiast pokaźnego, iście filozoficznego traktatu o czasie, potrzeba czasem takiej właśnie książeczki, by poruszyła najgłębiej. Przekonajcie się sami.
Wg mojej skali: 2/5
Zaklinacz czasu
Mitch Albom
Wydawnictwo Znak
Rok wyd. 2014
s. 288
(u mnie e-book)
Wg mojej skali: 2/5
Zaklinacz czasu
Mitch Albom
Wydawnictwo Znak
Rok wyd. 2014
s. 288
(u mnie e-book)
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
52 KSIĄŻKI (6)