28.02.2017

Dziecko Rosemary

"Trzeba je zabić. Oczywiście. Poczekać na moment, 
gdy wszyscy znajdą się po drugiej stronie pokoju,
wtedy podbiec, odepchnąć Laurę-Louise, chwycić je 
i wyrzucić przez okno. I wyskoczyć za nim."

Lata 60. Rosemary i Guy Woodhouse wynajmują mieszkanie w nowojorskim Bramford bardzo prestiżowym, choć starym wiktoriańskim apartamentowcu z mroczną historią w tle. To tutaj siostry Trench zjadały dzieci, a Adrian Marcato wywołał żywego diabła. Młode małżeństwo nieszczególnie przejmuje się zasłyszanymi historiami. Uwagę Rosemary zabiera wyposażanie i dekorowanie mieszkania, a Guy szlifuje talent aktorski. Przy okazji tragicznego wypadku, który niebawem będzie miał miejsce w Bramford, Rosemary i Guy poznają swoich sąsiadów zza ściany Minnie i Romana Castevet, dziwaczną parę staruszków, do których Guy zapała niespodziewaną sympatią. Wraz z poznaniem Castevetów, w życiu Woodhouse'ów zaczyna dziać się coś niezwykłego. Guy dostaje upragnioną rolę, która wcześniej przypadła komuś innemu, a Rosemary dowiaduje się, że jest w ciąży. Dziwne sny o katolickim zabarwieniu, unoszący się w powietrzu zapach korzenia tannisa i ten nieustający ból. Niepokój Rosemary rośnie z dnia na dzień, wkrótce przerodzi się w panikę i podejrzenia o to, że jej sąsiedzi mają coś wspólnego z praktykami satanistycznymi, a ona i jej dziecko znaleźli się w niebezpieczeństwie.

"La la la la la..." Wciąż brzęczą mi w uszach dźwięki kołysanki Krzysztofa Komedy z filmu Romana Polańskiego. Ekranizację z 1968 roku znam niemal na pamięć. Każdy detal, dialog. Nie jestem bezkrytyczna, ale niechętnie przyjmuję głosy krytyki. Film ma swoje lata, jednak nikt nie ujmie mu niepowtarzalnego klimatu. Dla mnie to jeden z tych klasycznych horrorów, które nie nastawiają się na zwyczajne straszenie (stąd zarzuty, że brak tu horroru w horrorze), ale na atmosferę, powolne wprowadzanie głównego wątku (tutaj diabelskiego) oraz zmiany, jakie zachodzą w myśleniu bohatera (naszej Rosemary; szczególnie ta ostatnia zmiana nastawienia, pełna grozy i potworności). Po przeczytaniu Dziecka Rosemary Iry Levina jestem pod wrażeniem, jak dokładnie Polański odtworzył literacki pierwowzór. Pokrywają się dialogi, sceny, wydarzenia. Czytając książkę, miałam poczucie, że odtwarzam w głowie film. Nie wiem, jakie wrażenie wywarłaby na mnie wersja filmowa, gdybym zaczęła od literackiej, jednak to, że znałam film wcześniej i że okazał się dosłowną adaptacją książki, sprawiło, że czytałam ją jak scenariusz. Zabawne, że poza zakończeniem, znacznie rozwiniętym w książce, tylko jeden znaczący detal nie został ujęty w filmie. Były to czarne świece, które któregoś razu przyniosła Minnie, gdy w mieszkaniu Woodhouse'ów zabrakło prądu (a które to świece mogły już wcześniej zaniepokoić Rosemary). 

A co do zakończenia... [być może to SPOILER] Przeczytałam gdzieś, że po projekcji filmu widzowie mieli wrażenie, że faktycznie widzieli... dziecko Rosemary, podczas gdy wzięli udział w doskonałej reżyserskiej sztuczce. W książce wygląd dziecka Rosemary jest dość dokładnie opisany. Równie dokładnie opisane są uczucia, które żywi młoda matka do wydanego na świat... diabelskiego potomka. Majstersztyk! zarówno książka, jak i film.

Wg mojej skali 5/5

Dziecko Rosemary
Ira Levin
Dom Wydawniczy Rebis
Rok wyd. 2007 (pierwsze wydanie 1967 ) 
s. 224


Książka przeczytana w ramach wyzwań:
KLASYKA HORRORU 2

100 KSIĄŻEK NA ROK 2017 (16)
  

Wcześniej na blogu:

    https://2.bp.blogspot.com/-SxYS2MMRJdE/Wr5NqQ1FLlI/AAAAAAAAO5I/xa_eTv_VFwspz34Uh3irHkRn_K8DpaX5ACLcBGAs/s1600/621275-352x500.jpg    

zBLOGowani.pl

A w odwiedziny chodzę do:

Wyzwanie czytelnicze 2018

2018 Reading Challenge

2018 Reading Challenge
Luka has read 0 books toward her goal of 60 books.
hide

Obsługiwane przez usługę Blogger.