były studium rozedrganego ruchu, siedliskiem kłębiącego się
pod
skórą robactwa, które wypełzało z jej ust i z pozostałych otworów ciała.
Czerwie zbijały się na ziemi w gromadę, dołączały do pochodu
i znikały w
trawie. Nie ma znaczenia, który z chłopców
uciekł stamtąd pierwszy…”
Być może akcja wielu thrillerów, czy horrorów zaczyna
się na skraju mokradeł. Podmokła ziemia, w której grzęzną stopy,
nieznośny odór rozkładu. Takie standardowe budowanie nastroju ma to do
siebie, że na fana literatury gatunku prawdopodobnie podziała. Jednak Chemia śmierci,
mimo powtórzenia pewnych schematów (których już nie da się uniknąć),
zawiera w sobie coś więcej. To taki thriller dobrze nasączony, bo nie
zatrzymuje się na samych opisach mrocznej scenerii, lecz dociera do jej
trzewi. Przekonuje, że barwy są o kilka stopni bardziej nasycone, cienie
groźniejsze, a oczy martwych zwierząt wodzą za nami w ciemności. Simon
Beckett poza pomysłowością i wiedzą, jakie pozwoliły mu stworzyć tak
dobrą, przemyślaną historię, może poszczycić się również znakomitym
warsztatem pisarskim. A to, wbrew pozorom, cecha wcale nie tak często
spotykana u autorów literatury kryminalnej.
„W miejscu, gdzie drut wrzynał się w ciało, ptak miał
ciemne od krwi pióra.
Wahając się, czy zdjąć go z kamienia czy nie, i
czy w ogóle sobie poradzi,
Lyn nachyliła się, żeby to sprawdzić. Wtedy
kaczka otworzyła oczy.”
Smród rozkładającego się ciała pomieszany z upałem
musiał być nie do zniesienia. Znaleźli ją w lesie. Lasy otaczające
niewielkie miasteczko Manham były siedzibą wielu dzikich zwierząt, ale i
miejscowych kłusowników. Jednak martwe ciało, które znaleźli bracia
Yates, a do którego już dawno dobrało się liczne robactwo, nie było
ciałem zwierzęcia. Ktoś w okrutny sposób zamordował młodą kobietę. David Hunter, gdy trzy lata wcześniej
przybył do spokojnego, uśpionego Manham, nie spodziewał się, że będzie miał do czynienia z podobną zbrodnią. Podejmując pracę w charakterze
wiejskiego lekarza, chciał uciec przed własną przeszłością. Jednak po
odnalezieniu zwłok Sally Palmer, jego właściwa profesja niedługo
pozostała w ukryciu. Jako antropolog sądowy zobowiązał się pomóc
miejscowej policji, choć nie przypuszczał, że sam niedługo znajdzie się w
centrum potwornych wydarzeń.
Dokładne opisy rozkładu ciał, niesamowity suspens i
atmosfera zamkniętej w sobie prowincji, w której nieufność wobec obcych
jest tak silna, a agresja względem wrogów tak wzmożona, że łatwo zaciera
się to prawdziwe, realne niebezpieczeństwo — to cechy zdecydowanie
przemawiające za wyjątkowością Chemii śmierci. Jedyne, co
mogłabym jej zarzucić, to powolność. Choć ta powolność nie była tak
odczuwalna, gdy słuchałam świetnie nagranego audiobooka, niż gdy kiedyś
czytałam książkę. Jerzy Radziwiłowicz czyta Chemię śmierci
prawdziwie męskim, kryminalnym tonem. Jego ponury, ciężki głos dodaje
thrillerowi Becketta silniejszego wyrazu, dlatego moim zdaniem w wypadku
Chemii śmierci wybór audiobooka będzie właściwszy od
tradycyjnego sposobu czytania. To coś jak trylogia Miłoszewskiego.
Niepodważalnie trzeba jej POSŁUCHAĆ.
Ocena 4,5/5
Chemia śmierci
Simon Beckett
audiobook
czyta: Jerzy Radziwiłowicz
czas: 11 godz. 30 min.
Chemia śmierci
Simon Beckett
audiobook
czyta: Jerzy Radziwiłowicz
czas: 11 godz. 30 min.
Książka przesłuchana w ramach wyzwań:
82 KSIĄŻKI (40)